Co by było, gdyby chrześcijaństwo za swój znak przyjęło nie krzyż, a żłóbek?
Wyobraźcie sobie żłóbek wszędzie tam, gdzie jest krzyż: na wieży kościoła, na szyi na łańcuszku, na grobach i na rozstajach dróg. Biskupi nosiliby pektorały ze żłóbkiem a papież laskę nim zakończoną. Zbieraniem krwi zajmowałby się Polski Czerwony Żłóbek i na karetkach pogotowia byłby znak żłóbka. Stawialibyśmy żłóbki jubileuszowe i misyjne i odprawialibyśmy Drogę Żłóbkową – ze stacjami w Nazarecie, Ain Krem, Betlejem i Jerozolimie, a może nawet w Egipcie.
Tylko ktoś musiałby wymyślić jakieś proste logo żłóbka. Bo z krzyżem nie ma problemu: chlast-prast, dwie kreski i już jest. A żłóbek? Może dwa iksy z dywizem: x-x? Albo „V”, jak „victoria”?
Krzyż, to śmierć. Ile to trzeba, żeby zabić? Chlast, prast i załatwione. Żłóbek, to życie. A z życiem już tak łatwo nie jest. Ale życie było pierwsze, życie jest ważniejsze, życie jest mocniejsze, życie zwycięża, bo życie – to wszystko, a śmierć – to nic. Dlatego żłóbek ważniejszy jest od krzyża, choć wszyscy myślimy inaczej.
Co by było, gdyby chrześcijaństwo za swój znak przyjęło nie krzyż, a żłóbek? Może nie byłoby wypraw krzyżowych ani krzyżaków, wszystkich Inkwizycji i wojen w imię krzyża, z krzyżem na sztandarach, może byłoby więcej życia niż śmierci? Jeden Pan Bóg raczy wiedzieć.
Znam teologię krzyża. Ale mimo wszystko optowałbym za tym, żeby na czas Bożego Narodzenia zasłonić krzyże – skoro robi się to od piątej niedzieli Wielkiego Postu. Niech chociaż przez kilka dni chrześcijaństwo kojarzy się ludziom ze żłóbkiem, a nie z krzyżem – z życiem, a nie ze śmiercią.
Przy okazji: zapraszam do obejrzenia i przeczytania galerii fotografii, com je onegdaj zdjął w Betlejem: