Gdyby to ode mnie zależało, wprowadziłbym dodatkowe, świąteczne przykazanie.
Ja nawet kiedyś takie świąteczne kazanie słyszałem, w którym mój kolega przez kwadrans nie robił nic innego, tylko grzmiał na ludzi z powodu porządków, zakupów, gotowania, wypieków, prezentów i jedzenia, bo przecież nie o to w Boże Narodzenie chodzi. A o co?
Wygląda to tak, jakby wszyscy się zmówili, że jeśli chodzi o Święta, robimy to źle. Jak do spowiedzi i na Pasterkę – źle, bo brakuje nam luzu. Jak do lodówki i do stołu – też źle, bo brakuje nam uduchowienia. Trochę tak, jak z żydowskim żebrakiem, nad którym ulitował się jakiś kupiec i dał mu rubla jałmużny. A potem ten kupiec wchodzi do restauracji, patrzy – a jego żebrak wsuwa jaja z majonezem. Oburza się więc wielce, że na majonez wydał rubla, a biedak bezradnie rozkłada ręce i mówi: kiedy ja nie mam pieniędzy – nie mogę jeść majonez, kiedy mam pieniądze – nie mogę jeść majonez, to kiedy ja mogę jeść majonez?
A właśnie, że Święta są od tego, żeby zrobić zakupy, pomyśleć o prezentach i porządkach, żeby sobie posiedzieć, pogadać nawet o tym, na czym się nie znamy, żeby sobie powspominać i ponarzekać. Bo jeśli nie w Święta, to kiedy mamy to robić? A poza tym Pan Jezus powiedział, że nie mogą się smucić ani pościć uczestnicy wesela, dopóki pan młody jest z nimi. Powiedział to o nas i o sobie.
Gdyby to ode mnie zależało, wprowadziłbym dodatkowe, świąteczne przykazanie: ani się waż przychodzić w święta do kościoła, dopóki się nie najesz, albowiem pusty żołądek nie ma uszu! A jak nie będziesz miał uszu, nie usłyszysz radosnej nowiny, że Bóg się rodzi, moc truchleje.
Dla spokoju dodaję jeszcze dwa obrazki Jurka de La Toura, który miał fioła na punkcie świeczek i oto jako odmalował Boże Narodzenie – poczytajcie opisy:
Ten obrazek w zasadzie ma tytuł „Nowo Narodzony”. Ale mówią o nim także „Boże Narodzenie”. Dziewczyna z Niemowlęciem, to Maryja. Kobieta ze świeczką, która jest jedynym źródłem światła, to chyba Jej mama – święta Anna, babcia Nowo Narodzonego. Warto zwrócić uwagę, jak mocno owinięte jest niemowlę. Te powijaki przypominają nieco… całun – płótna, w które zawiną ciało Jezusa przed złożeniem do grobu. Tak de La Tour pokazuje, że nieśmiertelny Bóg stał się śmiertelnym Człowiekiem. Dzieci zawijało się tak ciasno po urodzeniu, bo lepiej się rozwijały. Chodziło o stymulację zmysłu dotyku i przedłużenie dającej poczucie pewności i bezpieczeństwa ciasności matczynego łona.
Ten obrazek nosi tytuł „Pokłon pasterzy” i też się go czasem nazywa „Bożym Narodzeniem”. Mamy tutaj pięć osób. Maryja – pierwsza z lewej – modli się ze złożonymi dłońmi i spojrzeniem utkwionym w nieskończoności. Pierwszy z prawej, do Józef. Ma identyczne rysy, jak bohater innych dwóch obrazów de La Toura, poświęconych cieśli z Nazaretu. Jest jeszcze dziewczyna, która trzyma jakieś naczynie i chyba nie jest to nawilżacz powietrza, dalej jest pasterz z fletem prostym, drugi pasterz z laską i baranek – nie ma wołu ani osła. Wszyscy oni intensywnie wpatrują się w Jezusa – znów ciasno zawiniętego w pieluszki – i położonego nie w żłobie, a w koszyku – jak Mojżesz, którego matka w czymś takim właśnie wypuściła na wody Nilu, by go uratować od śmierci. Jezus będzie nowym Mojżeszem – uratowanym od śmierci z ręki Heroda i wyprowadzającym swój lud z niewoli śmierci do Ziemi Obiecanej – Nieba.