Joachim (Jojakim) miał fajne imię. Znaczyło tyle, co „Pan podnosi”, albo „wywyższa”. Anna, jego żona, też miała piękne imię: „pełna wdzięku”, „urokliwa”, „łaski pełna”.
On pochodził z Nazaretu, ona z Betlejem. Mieszkali w Jerozolimie, żyli na bogato z handlu owcami. Mieli fajne imiona, niezłą chatę, kupę kasy. Tylko… dziecka nie mieli. A to oznaczało wstyd i hańbę.
Gdy raz Achim przytargał do świątyni baranka, żeby go złożyć w ofierze, kapłan Ruben zastąpił mu drogę i kazał zrobić w tył zwrot, bo nie przyniósł potomstwa Izraelowi, więc nie jest godzien, żeby plątać się po miejscu świętym.
Chłop popadł w ciężką depresję. Nie chciał widzieć ani słyszeć nikogo. Nawet żony. Więc spod kościoła ruszył prosto na pustynię. Szedł, szedł, aż stanął na szczycie ogromnego urwiska, u stóp którego rozciągało się miasto Jerycho. Postanowił, że tutaj zostanie. A ponieważ zawodowo lubił owce, przystał do pasterzy.
Hanka w tym czasie odchodziła od zmysłów. Nie ma dziecka, nie ma Joachima, nic nie ma. Zaszyła się w ogrodzie, dłubała ręczne robótki i wzdychała. Raz, szukając cienia, usiadła pod murem, w którym gnieździły się wróble. W gnieździe było gwarno i piskliwie, gdyż stare wróble kłóciły się z młodymi w ramach ptasiego konfliktu pokoleń. I wtedy Hanka wjechała Panu Bogu na ambicję: takim marnym istotom, płochym ptaszynom pozwalasz się cieszyć potomstwem, którego mnie, wypełnionej łaską, odmawiasz? Ładnie to tak?
Więc Pan Bóg przywołał do siebie archanioła Gabriela i powiedział: zrób z tym coś. Gejb wyskoczył zza krzaka – tadam – i powiedział do Anny: spoko, będzie dzieciak. Idź jutro w południe do bramy miasta. Do Pięknej idź bramy.
A potem w te pędy poleciał na górę nad Jerychem, tę samą, na której potem diabeł-kusiciel pokaże Jezusowi wszystkie królestwa świata. Znalazł Joachima i powiedział krótko: wracaj, żona czeka. Wrócił niezwłocznie. Zbliża się do miasta, do bramy od wschodniej strony, do Pięknej Bramy. Patrzy, a tam żona stoi i czeka na niego. Jak to żona. Ale nie mówi mu: „o której to się wraca do domu”, albo „słów brak, słów brak”. Tylko się uśmiecha. Więc on też podchodzi i się całują. I to jest Niepokalane Poczęcie, ten pocałunek w Pięknej Bramie, zwanej również Złotą.
Tą samą bramą wjechał w Niedzielę na Osiołku wnuk – przynajmniej po Matce – Joachima i Anny, czego dziadkowie już raczej nie dożyli, bo Ewangelia w ogóle milczy na ich temat, a cokolwiek o rodzicach Najświętszej Panienki wiadomo tylko z legend i apokryfów. Jak również i to, że gdy ich córka poczęta niepokalanie drogą pocałunku w bramie, w wieku lat trzech została oddana do przyświątynnej szkoły na naukę, a Joachim i Anna wkrótce ją obumarli, bo już niemłodzi byli.
Chociaż inne podania utrzymują, że Joachim i owszem, umarł był, ale Anna dożyła tej chwili, kiedy jej córka powiła Dziecię, dlatego pokazują ją w sztuce jako Samotrzecią – to znaczy, że na jednym obrazku jest ich troje: Anna, Maryja i Jezus. Anna trzyma na kolanach Maryję, Maryja – Jezusa, a Jezus – cały świat.
Imieninowe powinszowania: wszystkim Annom – pełni łaski, wszystkim Joachimom – wywyższenia.