Cudaczna jest ta świeczka. Kto na nią wejdzie, zobaczy odległy o 30 kilometrów Jordan. Ale jakim cudem można wspiąć się na świeczkę? To proste. Wystarczy pokonać 214 schodów.
W XIX wieku Jerozolima była pod panowaniem tureckim. Okupanci wpadli na pomysł łatwego zysku: zaczęli sprzedawać wolne jeszcze tereny w pobliżu miejsc uświęconych tradycją biblijną. Dość sporo areału nabyła wówczas Rosyjska Cerkiew Prawosławna. W tym także sporą działkę na Górze Oliwnej, żeby zbudować własne sanktuarium Wniebowstąpienia Pańskiego. Miejsce było fajne, bo – według tradycji – właśnie tutaj pogrzebano głowę Jana Chrzciciela po ścięciu. W IV wieku jacyś mnisi tę głowę znaleźli i oczywiście zabrali na pamiątkę, ale miejsce zostało.
Ruscy zaczęli budować cerkiew. Po drodze pojawiły się małe problemy ze względu na wojnę krymską (1853-56). Ale potem sprawy się jakoś ułożyły i w latach 70. XIX wieku obiekt był gotowy. Cerkiew wygląda mało rosyjsko, a dość „zachodnio”, bo projekt powierzono architektom włoskim. Najfajniejsza jest wieża, popularnie zwana „Russian candle”, czyli Rosyjską świeczką.
Wieża zbudowana na planie kwadratu jest wysoka (64 mety), smukła i ostro zakończona, właśnie jak prawosławna świeczka. Władze cerkiewne puściły pogłoskę, że specjalnie zbudowano ją taką wysoką z myślą o pielgrzymach, którzy dotarli do Jerozolimy, ale nie mają już siły ani pieniędzy, żeby sobie nad Jordan pojechać. Kiedy wespną się po 214 schodach na najwyższą platformę wieży, zobaczą z niej rzekę w oddali (to w sumie nie jest daleko, tylko trzydzieści parę kilometrów). Kontakt wzrokowy z Jordanem przypomina też, że to miejsce związane jest z Janem Chrzcicielem. W cerkwi można zobaczyć schludnie obłożone mozaiką wgłębienie, gdzie miała spoczywać wspomniana już głowa Proroka.
Wieża, to jeszcze nic. Ale na wieży są dzwony. Pierwszy z nich ufundował rosyjski kupiec Olek Riazancew. Ważący osiem ton dzwony przypłynął do portu w Jafie. Stąd – jak mówi legenda – przewieziono go zwykłym wozem, ciągnionym i pchanym przez pobożne kobiety. To będzie jakieś sześćdziesiąt kilometrów i pod górkę: taka Ekstremalna Droga Dzwonowa.
Ale najlepszy numer z tym dzwonem jest taki, że od XII wieku, kiedy muzułmanie ostatecznie odbili Jerozolimę z rąk krzyżowców, w mieście obowiązywał zakaz posiadania i używania dzwonów. Pod karą śmierci – żeby była jasność. I oto w roku 1885, po siedmiu wiekach głuchej ciszy, na cerkiewnej wieży na Górze Oliwnej umieszczono pierwszy chrześcijański dzwon: tadam!
Prawosławni nie mają odcisków stóp Jezusa wstępującego do nieba – te zawłaszczyli muzułmanie. Ale na otarcie łez pokazują przymurowany do zewnętrznej ściany tej swojej cerkwi z dzwonnicą jak świeczka kamień, na którym miała stać Matka Boska w trakcie, gdy Pan Jezus wstępował do nieba.
[zdjęcia z sieci]