Przepraszam, za ten makabryczny tytuł. Ale chodzi o pewną cyniczną prawidłowość stosowaną w mediach.
Dotyczy ona relacji wypadków, katastrof, klęsk żywiołowych, aktów terroru i wojen. Najprościej można ująć to tak, jak pamiętam ze studiów i staży dziennikarskich: kura, którą potrącił samochód na sąsiedniej ulicy bardziej interesuje czytelnika / widza, niż liczone w setki ofiary trzęsienia ziemi na drugiej półkuli.
Oczywiście: można się oburzać na nazwę jak i treść owej zasady. Ale reguła ta odzwierciedla rzeczywiste, odruchowe i często bezmyślne zainteresowania odbiorców mediów.
Smutno przypomniałem sobie o zasadzie trupokilometra dziś rano. Przejęty dramatycznymi doniesieniami o ofiarach wybuchów w kopalni „Pniówek” zaraz z rana postanowiłem sprawdzić, co wydarzyło się w ciągu nocy: ostatni podany bilans opiewał na 5 zabitych i 7 zaginionych. Naiwnie – w myśl zasady trupokilometra – myślałem, że infopniówek znajdę zaraz na początku, na „główce” pierwszej lepszej witryny. Uruchomiłem tę z której korzystam najczęściej. Na głównym lejałcie Putin-Ukraina-Wojna-Donbas-FrąsMakrąiLepę, jakieś podatki, kłopoty Bajernmonachium z powodu umowy z Lewandowskim, czerwona willa w Wietnamie do uprawiania jogi, znana restauratorka, która wygląda szokująco, bo się nie umalowała i odpięła sobie dredy… Pniówka nie ma. Zacząłem więc grzebać w takich zakamarkach wiadomości, do których dokopać potrafią się tylko wytrwali znawcy. Znalazłem. Policzyłem. Info o katastrofie i śmierci PIĘCIU górników, info sprzed 16 godzin, było na… 34. miejscu! W kolejnym portalu do newsów z Pniówka w ogóle nie udało mi się dotrzeć. Tylko jeden z portali zamieścił tuż po siódmej rano info w stylu remarkowskiego „na zachodzie bez zmian”: noc nie przyniosła zmian, liczba zmarłych się nie powiększyła – Bogu dzięki – nikogo z zaginionych nie znaleziono – niestety.
Zastanawiam się, czy ta wojna w Ukrainie przypadkiem nie objęła swoim zasięgiem także nas, skoro właściwie niewiele poza nią już się liczy? Przepraszam za sarkazm, ale podobnie jak w czasie pandemii wyglądało na to, że ludzie przestali umierać na raka, na zawał i na udar, a umierali tylko na covid, tak teraz wydaje się, że zniknęły śmiertelne choroby, wypadki drogowe i katastrofy w kopalni, bo jest wojna. I poza nią nikt już nie umiera. Chyba, że ze spokojnej starości.
Wraz z ostatnią katastrofą w „Pniówku” umarła stara, poczciwa zasada trupokilometra. A w sumie… może to i dobrze.
Grupa młodych ludzi u wejścia na kopalnię zawiesiła baner: „Święta Barbaro miej ich w opiece”. Biskup Skworc przypomniał wiernym ze Śląska, żeby się modlili za tych biednych górników. I za ich rodziny. Z naszych terenów, z Zachodniej Małopolski i ze Śląska Cieszyńskiego też dojeżdżają górnicy do kopalni „Pniówek”. Trzeba się modlić i płakać z tymi, którzy płaczą. Na pohybel zasadzie trupokilometra.