2. tydzień Wielkiego Postu

Minihomilie na każdy dzień.

2. tydzień Wielkiego Postu – poniedziałek

Łk 6,36-38 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”.

Nowa wersja „Dziewczynki z zapałkami”: Do zziębniętej staniem na ulicy sieroty podchodzi kobieta. Bierze dziewczynkę za rękę i prowadzi do sklepu, gdzie kupuje jej ciepły płaszcz. Potem siadają razem w cukierni przy piętrowym ciastku i kubku parującego soku z malin.
– Czy pani jest żoną Boga? – pyta niespodziewanie dziewczynka.
– Nie, kochanie – odpowiada kobieta. – Jestem tylko, zwyczajnie, dzieckiem Bożym.
– A więc jednak dobrze myślałam, że jest pani jakoś spokrewniona z Panem Bogiem…

Co czyni nas dziećmi Bożymi?
– Chrzest – mówią teologowie.
– Jednak sam chrzest, to tak jak więzi rodzinne, których się nie utrzymuje.
– Jeszcze inne sakramenty – dodają.

A ja myślę, że o stopniu pokrewieństwa z Bogiem świadczy nasze miłosierdzie: nie-osądzanie, nie-potępianie, odpuszczanie, dawanie miarą obfitą, utrzęsioną, przesypującą się.

Kiedy ostatni raz coś komuś dałeś? Dawno? Daj coś bezinteresownie, nie czekając zapłaty czy rewanżu. Choćby drobiazg: grosz, minutę, kromkę chleba, łyk kawy.


2. tydzień Wielkiego Postu – wtorek

Mt 23,1-12 Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Niedzielny poranek. Mężczyzna wychodzi z mieszkania, do którego sprowadził się dwa miesiące temu. W windzie spotyka – jak zwykle– tego samego sąsiada.
– Jadę do hipermarketu za miasto. Może zabierze się pan ze mną? Pochodzimy sobie po sklepie, pooglądamy towary, może załapiemy się na coś fajnego z promocji?
– Po raz kolejny żądam: niech pan mi da święty spokój! – syczy oburzony. – Jestem praktykującym katolikiem i właśnie, jak w każdą niedzielę o tej porze, idę do kościoła na Mszę świętą!
– Jaki tam z pana praktykujący katolik – dziwi się sąsiad.
– A co, może nie?
– Widzi pan to jest tak: ja już po raz siódmy spotykam pana w windzie w niedzielę o tej porze i po raz siódmy zapraszam pana na wspólny wypad do hipermarketu. A pan jeszcze ani razu nie zaprosił mnie, bym poszedł z panem do kościoła…

Wiara na pokaz: to może być skądinąd całkiem sumienne spełnianie wszelkich religijnych praktyk i obowiązków. Tyle tylko, że właściwie nikt z tego nic nie ma. Ludziom nie trzeba SIĘ pokazać. Im trzeba pokazać CHRYSTUSA. To jest prawdziwa pobożność.

Zaproś, przyprowadź kogoś do kościoła. Albo zachęć: niech przeczyta kawałek Pisma Świętego, albo się pomodli. Albo zrób to razem z nim.


2. tydzień Wielkiego Postu – środa

Mt 20,17-28 Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: „Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i upadając Mu do nóg, o coś Go prosiła. On ją zapytał: „Czego pragniesz?” Rzekła Mu: „Po wiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Odpowiadając Jezus rzekł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. Gdy dziesięciu to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie waszym niewolnikiem. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.

Gabinet lekarski. Wchodzi jakaś zażywna jejmość. Doktor pyta:
– Co pani dolega?
– Przywykłam do tego, że tytułuje się mnie „Wielce szanowna pani”!
– Przykro mi, ale nie potrafię wyleczyć tego rodzaju schorzenia. Następny pacjent, proszę!

Pycha nie jest tylko wywyższaniem się nad innych. Zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, piękniejszy, takie jest życie. Pycha to brak umiejętności spojrzenia na siebie w prawdzie. Pycha, to kłamstwo o sobie.

Jezus pyta Jakuba i Jana: czy możecie pić mój kielich? Możemy, możemy! – zapewniają. A w Ogrójcu usną, potem pouciekają, w zmartwychwstanie nie uwierzą. I jak tu wyleczyć tego rodzaju schorzenie? Nie ma lekarstwa z zewnątrz. Jest tylko samouzdrowienie.

Spuść z siebie trochę powietrza. Nie można ciągle żyć na wdechu.


2. tydzień Wielkiego Postu – czwartek

Łk 16,19-31 Jezus powiedział do faryzeuszów: „Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu». Lecz Abraham odrzekł: «Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać». Tamten rzekł: «Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. Lecz Abraham odparł: «Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają». «Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą». Odpowiedział mu: «Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą»”.

Powiadają, że:
– ten, kto coś wie i wie o tym, że wie, to człowiek wykształcony;
– ten, kto coś wie, a nie wie o tym, że wie, to człowiek śpiący – wystarczy go obudzić,
– ten, kto nic nie wie, i wie o tym, że nie wie, to uczeń – wystarczy mu pomóc,
– ten, kto nic nie wie, i nie wie, że nie wie, to głupiec – dla niego nie ma już ratunku.

Jezusowa przypowieść o bogaczu i jego braciach w tle, to w gruncie rzeczy opowieść o głupcach, którzy nawet nie wiedzą, że niewiedzą – o Bogu i sądzie, miłosierdziu i łasce, bogactwie i biedzie, sytości i głodzie. W swojej głupocie przypominają pewnego księcia, który ustrzeliwszy orła był wielce zdziwiony, iż ten ma tylko jedną głowę, a nie dwie, jak na habsburżym herbie. Cóż, okazuje się, że dla głupoty nie ma ratunku.

Nawet jeśli wiesz niewiele, nic straconego. Zawsze można się jeszcze czegoś dowiedzieć. Obudź się. Otwórz książkę, gazetę, poszukaj w Internecie. Codziennie staraj się zasnąć mądrzejszy.


2. tydzień Wielkiego Postu – piątek

Mt 21,33-43.45-46 Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu:
„Posłuchajcie innej przypowieści: Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś kamieniami obrzucili. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: «Uszanują mojego syna». Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: «To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo». Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?”
Rzekli Mu: „Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze”. Jezus im rzekł: „Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: «Kamień, który odrzucili budujący, ten stał się kamieniem węgielnym. Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach». Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce”. Arcykapłani i faryzeusze słuchając Jego przypowieści poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go ująć, lecz bali się tłumów, ponieważ Go miały za proroka.

Na poczcie znaleziono kopertę zaadresowaną do świętego Mikołaja – bez znaczka, ale za to ze zwrotnym adresem. Komisyjnie ją otwarto:
– Drogi świenty Mikołaju – pisał mały Grześ. – Moi rodzice som bardzo biedni. Proszem cie, przynieś mi trzapkę, renkawiczki, kórtkę i rower. Na koperdzie masz muj adres. Czekam. Pa.
Pracowników poczty zdjęła litość. Listonosz przyniósł wypraną kurtkę po synku, który z niej wyrósł. Panie z okienka zrzuciły się z chudych pensji na czapkę i rękawiczki. Na rower oczywiście nie starczyło. Zrobiono paczkę, którą. Zaadresowano do Grzesia. Listonoszce zaniósł ją chłopcu.
Po tygodniu na poczcie znów znaleziono kopertę zaadresowaną do świętego Mikołaja. Komisyjnie ją otwarto:
– Drogi świenty Mikołaju! Bardzo ci dzinkójem za prezęty. Wiem, rze jezdeś zapracowany, ale jak mnożesz, to za rok przynieś mi je sam osobiście. Bo dostałem ino trzaskę, enkawiczki i kórtke, a rower mi pewnie ukradły te świnie spoczty.

Dzisiejsza Ewangelia jest o niewdzięczności, o ludziach odrzucających miłość, kąsających miłosierną dłoń Boga. Jesteśmy wdzięczni Jezusowi dziś, kiedy jego śmierć mamy już za sobą. I zmartwychwstanie zresztą też. Jednak wdzięczność dla żyjących o wiele więcej warta, niż tylko wdzięczna pamięć o zmarłych.

Powiedz dzisiaj dziękuję. Nie, nie obcym i dalekim. Ale swoim bliskim, najbliższym.


2. tydzień Wielkiego Postu – sobota

Łk 15,1-3.11-32 W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada». Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem». Lecz ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego». Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę». Lecz on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się»”

Spotykają się dwaj przyjaciele. Pierwszy z nich ma niezwykle zasępioną minę – nos spuszczony na kwintę, zmarszczone czoło, podpuchnięte oczy w ciemnych, bezsennych obwódkach.
– Niech zgadnę – mówi widząc go ten drugi. – Albo ciebie spotkało jakieś nieszczęście, albo kogoś z twoich znajomych spotkało jakieś szczęście?

Przypowieść o synu marnotrawnym mniej dotyczy przebaczenia i miłosierdzia, a więcej zazdrości. Opowiedział ją wszak faryzeuszom i uczonym w Piśmie, którzy szemrali, że przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Podejrzewam, że nie mówili tego głośno. Jezusowi wystarczył widok i nosów spuszczonych na kwintę, zmarszczonych czół i podpuchniętych oczu. Wyglądali na takich, których spotkało nieszczęście cudzego szczęścia.

Dowiedz się, że kogoś spotkało coś dobrego. A potem podejdź do niego, powiedz, że gratulujesz i że się cieszysz. Będzie cię to więcej kosztowało, niż niejedzenie kiełbasy w piątek. I wielka będzie twoja nagroda w niebie.