Minihomilie na dni 21-26 lutego.
7. tydzień zwykły – poniedziałek
Gdy Jezus z Piotrem, Jakubem i Janem zstąpił z góry i przyszedł do uczniów, ujrzał wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go. On ich zapytał: „O czym rozprawiacie z nimi?” Odpowiedział Mu jeden z tłumu: „Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli”. On zaś rzekł do nich: „O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie”. I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach. Jezus zapytał ojca: „Od jak dawna to mu się zdarza?” Ten zaś odrzekł: „Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam”. Jezus mu odrzekł: „Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy”. Natychmiast ojciec chłopca zawołał: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” A Jezus widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: „Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego”. A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: „On umarł”. Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. Gdy przyszedł do domu, uczniowie pytali Go na osobności: „Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?” Rzekł im: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem”.
Zamknął Pan Bóg trzech – Niemca, Rosjanina i Polaka – każdego osobno w pustym pokoju. Dał im po dwie metalowe kulki i powiedział:
– Postąpcie z nimi według uznania.
Po jakimś czasie postanowił sprawdzić, co każdy z nich zrobił z powierzonym im dobrem. Kazał więc aniołom otworzyć kolejne pokoje. I co się okazało? Niemiec ułożył swoje kulki w dwóch przeciwległych kątach pomieszczenia. Rosjanin ustawił je obok siebie na środku podłogi. A Polak? Jego pokój okazał się być pustym.
– Gdzie twoje kulki? – spytał Pan Bóg.
– No, jakoś tak wyszło – nasz rodak jął się tłumaczyć dość niezgrabnie. – Jedna mi się zepsuła, a druga zgubiła…
Nic nie potrafią zrobić apostołowie bez Jezusa, nawet jednego złego ducha wypędzić, choć jest ich dziewięciu (bo Jakub, Piotr i Jan przebywają w tym czasie z Jezusem na Górze Przemienienia). Nic bez Jezusa.
Kiedy coś ci się nie udaje, coś się zepsuło, coś zginęło, rozejrzyj się wokół: czy masz Jezusa przy sobie? I na wszelki wypadek co rano pomódl się do aniołów opiekujących się twoim domem, samochodem, komputerem, ogródkiem i narzędziem pracy, żebyś dziś szczęśliwie niczego nie zgubił ani nie zepsuł.
7. tydzień zwykły – wtorek
Mk 9,30-37 Jezus i uczniowie Jego podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: „O czym to rozprawialiście w drodze?” Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”.
Jakiś spocony chłopiec ledwo powłócząc nogami szedł ulicą, niosąc na plecach niewiele mniejsze od siebie dziecko.
– Hej! – ktoś go zaczepił. – Uważaj, bo się przewrócisz!. A w ogóle to przecież za duży ciężar dla ciebie!
Chłopiec przystanął, spojrzał w twarz przechodnia i cicho wyjaśnił.
– To nie jest ciężar, psze pana. To jest mój brat.
Być ostatnim, najmniejszym, mieć ciężar za brata a chorobę i słabość za siostry – błogosławione rodzeństwo, które – nawet nie wiesz kiedy i jak – z balastu staje się przepustką do nieba.
Aniele mój stróżu, pomóż mi nie tylko nie być ciężarem, ale nawet odrobinę więcej – choć czasami umniejszyć się, usłużyć, ulżyć.
7. tydzień zwykły – środa
Mk 9,38-40 Apostoł Jan rzekł do Jezusa: „Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w imię Twoje wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami”. Lecz Jezus odrzekł: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”.
Masz coś zrobić: umyć okna, skosić trawnik, posprzątać garaż. Jak się za to zabrać? Są na to trzy sposoby.
Po pierwsze – możesz to zrobić sam. Po drugie – możesz kogoś wynająć, zapłacić mu i on zrobi to za ciebie. Jest jeszcze trzeci sposób – możesz swoim dzieciom surowo zabronić, aby kategorycznie i w żadnym wypadku nie robiły tego, co jest do zrobienia. A będzie zrobione.
Dziś apostołowie zabraniają komuś kto nie chodzi z nimi, czynienia dobrze. – Nie zabraniajcie im – prosi Jezus. Nie wolno zabronić innym czynić dobrze. Chyba, że… no właśnie. Chyba, że zna się przekorę ludzkiej natury…
Aniele, mój Stróżu, strzeż mnie przed pokusą tego, co zabronione. A jeżeli już nawet ulegnę pokusie – wiem, że to strasznie nie pobożne – ale jeśli już ulegnę pokusie zrobienia tego, co zabronione, to niech przynajmniej z tego będzie dla innych jakiś pożytek.
7. tydzień zwykły – czwartek
Mk 9,41-50 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie. Bo każdy ogniem będzie posolony. Dobra jest sól; lecz jeśli sól smak swój utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą”.
Kapłan przyuważył człowieka, który co tydzień przychodził do świątyni, zajmował swoje miejsce, przymykając oczy wyciągał ręce i modlił się zawsze tak samo:
– Panie, zerwij pajęczynę moich grzechów, zaniedbań i niewierności. Panie, zerwij pajęczynę. Panie, zerwij pajęczynę…
Trwało to miesiąc, pół roku, a nawet dłużej. Pewnego dnia znów stanął za modlącym się o zerwanie pajęczyny człowiekiem. I tym razem nie wytrzymał. Kolejną prośbę o zerwanie pajęczyny skwitował krótko:
– Panie, daj sobie spokój z jego pajęczyną. Zabij wreszcie samego pająka.
Twoja spowiedź, próba poprawy, dobre postanowienia – wszystko to przypomina walkę z pajęczyną, która wciąż od nowa się pojawia. Jeżeli rażą cię radykalne metody pozbycia się grzechu, które podaje Jezus – w rodzaju odcięcia ręki czy wyłupienia oka – rzecz można ująć może mało ekologicznie, ale za to skutecznie i mniej brutalnie – zabij pająka…
Niech twój Anioł Stróż strzeże cię przed pajęczyną grzechu, nie pomaga ci ją wciąż od nowa zrywać. I może nawet kiedyś niech pozwoli ci się zebrać na odwagę: jeśli nie stać cię na zabicie pająka, to przynajmniej spróbuj tupnąć nogą i pogonić go precz.
7. tydzień zwykły – piątek
Mk 10,1-12 Jezus przeszedł w granice Judei i Zajordania. Tłumy znowu ściągały do Niego i znowu je nauczał, jak miał zwyczaj. Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: „Co wam nakazał Mojżesz?” Oni rzekli: „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić”. Wówczas Jezus rzekł do nich: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek nich nie rozdziela”. W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.
– Gdyby ktoś cię spytał: co to jest łaskawość? Co byś odpowiedział?
– Hm, cóż, wyjaśniłbym to może tak: kiedy puka do moich drzwi nieznajomy i mówi, że jest głodny, odkrawam kawałek chleba i dam mu go. To jest łaskawość.
– Mylisz się. Sytuacja, którą przedstawiłeś, to zaledwie przykład troski i niczego więcej.
– W takim razie czym jest łaskawość?
– Ktoś puka do twoich drzwi i mówi, że jest głodny. Dajesz mu kawałek chleba, ale wcześniej smarujesz go masłem. To jest właśnie łaskawość.
Cóż wielkiego jest w troskliwości o bliźnich? Czyż i poganie nie są troskliwi? Jezus wymaga od nas czegoś więcej – łaskawości. To dlatego, gdy pytają go o możliwość udzielenia listu rozwodowego żonie, broni miłości z siłą większą niż prawo: co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Litość wypełnia prawo, a łaskawość dodaje do litości cząstkę serca.
Niech twój dobry anioł uchroni cię przed tym, byś dawał komukolwiek coś bez serca, z samej tylko, zimnej i wyrachowanej troski. Niech twój anioł przymnaża ci serca, by nikomu go nie brakło.
7. tydzień zwykły – sobota
Mk 10,13-16 Przynosili Jezusowi dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to, oburzył się i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
Dwie kozy spotkały się w dość niecodziennej sytuacji, mianowicie na środku wąziutkiej kładki, przerzuconej nad rwącym potokiem. Stanęły naprzeciw i… Pewnie myślisz, że zaczęły wieść spór o to, która powinna się wycofać, ustąpić, pozwolić tej drugiej przejść pierwsze? Bóść się i przepychać? Która ważniejsza i bardziej zasłużona? Nic z tych rzeczy. Po prostu jedna z nich ostrożnie położyła się na kładce, a druga przeskoczyła przez nią. W ten sposób obie szczęśliwie i bez zwłoki dotarły – każda na swój brzeg.
Co Jezus ma na myśli, mówiąc „jeśli się nie staniecie jak dzieci”? Naiwność? Prostotę? Nieświadomość jakąś czy niewiedzę? A może chodzi o to, by po prostu się umniejszyć, zmaleć?
Niech twój dobry anioł zegnie cię zawsze, kiedy – nawet niechcący i nieświadomie – zasłaniałbyś Jezusa innym. Jeśli trzeba, niech cię nawet położy, by w ten sposób przez ciebie ktoś mógł dojść do Chrystusa.