11 września zginęli w wypadku lotniczym mistrzowie: Żwirko i Wigura.
Dawno, dawno temu proboszczem w Andrychowie był niejaki ksiądz Sikora. Starszy już wiekiem człowiek. Miasto rosło na potęgę. Właśnie zaczęto budowę nowego osiedla przy ulicy Żwirki i Wigury. Pewnej niedzieli oznajmił wiernym z ambony, że:
– …trzeba będzie wybudować nowy kościół… e… e… pod wezwaniem Żwirki i Wigury!
Oczywiście miał na myśli lokalizację. Ale się troszkę pomylił.
Przypomniało mi się. Bo 11 września jest rocznica tragicznej śmierci wspaniałych lotników. Dwa tygodnie wcześniej – 28 sierpnia – wygrali Challenge 1932 – mistrzostwa świata samolotów klasy turystycznej. Dlatego wtedy właśnie w Polsce obchodzi się Dzień Lotnictwa.
11 września 1932 roku Żwirko i Wigura pomykali na mityng lotniczy w Pradze. Ledwie minęli granicę, gdy w okolicy czeskiej Karwiny dorwała ich burza. Zawrócili. Ale burza nad zalesionym, górzystym terenem jest silniejsza niż konstrukcja przedwojennego samolotu.
Odpadło jedno ze skrzydeł. Samolot runął. Kadłub rozczłonkowały rosnące obok siebie wiekowe świerki. Ciała lotników znaleziono w sporej odległości, zmasakrowane. Ułożono je w chłopskiej furmance wyścielonej słomą. Zawieziono do Cieszyna. Stąd, już w trumnach, lotników przetransportowano do Warszawy. Tam odbył się pogrzeb. Doliczono się 300 tysięcy uczestników ceremonii. Żwirko i Wigura spoczęli na Powązkach.
W Cierlicku zbudowano niewielkie mauzoleum. Złożyli się na nie czytelnicy krakowskiego Kuriera Codziennego.
Tak się czci bohaterów. Jak świętych. Nawet papież nie musi ich kanonizować. Wystarczy, że zrobi to proboszcz-staruszek w Andrychowie. Choćby niechcący i przez pomyłkę…