Zygmunt przygarnął psa.
Nie było w tym nic złego.
Dał mu na imię „Rekin”. Bo pies zęby miał ładne. W tym też nie było nic złego.
Latem pojechał z nim na wczasy. Nad morze. I w tym także nie było nic złego.
Pewnego dnia pies „Rekin” czmychnął gdzieś, nie wiadomo gdzie, gdy Zygmunt drzemał na leżaku. W sumie… cóż w tym złego. Takie rzeczy się zdarzają.
Problem zaczął się dopiero wtedy, gdy Zygmunt ruszył w poszukiwaniu psa i lawirując między parawanami i leżakami, darł się wniebogłosy, wołając psa po imieniu…