…czyli próba odpowiedzi na pytanie, gdzie się podziewają rozwiane marzenia.
Nie wiem, czy obecność ślimaków – zjawisko ich wypełzania nie wiadomo skąd i żerowania na pracowicie pielęgnowanych grządkach i rabatach ma cokolwiek wspólnego z księżycem. Natomiast sam ślimak, osobiście, kojarzony był z tym ciałem niebieskim od zawsze. Dlaczego? To proste.
Wołamy:- Ślimak, ślimak, pokaż rogi, dam ci sera ne pierogi.A on je pokazuje, to znowu ukrywa, wyłania się z tej swojej skorupy, a potem znów w niej znika. Zupełnie tak samo, jak Księżyc – raz w pełni, a kiedy indziej w nowiu. I właśnie to pojawianie się i znikanie łączy ślimaka z Księżycem od czasów starożytnych.
W ślimaku urzeka piękno muszli, intryguje tajemnicze wystawianie „rogów” – nie zawsze na życzenie. A co z Księżycem? Jednym sen odbiera, gdy w pełni. Innym drogę oświeca, gdy się spóźnią. A ja lubię sobie na Księżyc popatrzeć. Bowiem na jego krawędzi mieści się Limbus – legendarna kraina, która przechowuje wszystko to, co miało być, a nie jest: stracony czas, pieniądze wyrzucone w błoto, niedotrzymane obietnice, niewysłuchane prośby, niespełnione nadzieje, próżne wysiłki i daremne trudy. Niektórym podobno udaje się jeszcze wypatrzyć w Limbusie Księżyca łaskę pańską, co na pstrym koniu jeździ i zmarnowane talenty…