A właściwie z kątownicą, tudzież włócznią i kłopotami z byciem na czas.
Tradycja ewangelijna wskazuje na to, że był rybakiem. Później powstało przekonanie, iż parał się architekturą i budownictwem, i nawet możnowładcy niejakiemu zbudował pałac w Indiach, gdzie dotarł z Ewangelią. Tutaj też poniósł śmierć męczeńską, gdy mu bok przebito włócznią, a ta jest jeszcze częściej stosowanym znakiem rozpoznawczym w ikonografii, niż kątownica.
Mówią o nim „niewierny”. Lepsze jest określenie „niedowierzający”. Według mnie, to człowiek, pod pozorami chłodu skrywający pragnienie osobistego spotkania ze Zmartwychwstałym.
Karol Bloch tak ujmuje scenę z Tomaszem. W tradycji dawnych wieków. Kawałek pięknego Renesansu.
Apokryf o zaśnięciu Maryi mówi, że przy pożegnaniu z Matką Jezusa też go nie było. Spóźnił się, jak zwykle. W drodze zobaczył Maryję Wniebobraną. Na pożegnanie miała mu upuścić z wysoka swój pasek, co Prawosławni mają za powód do liturgicznego świętowania.
Pasek Wniebowziętej. Męczeństwo Tomasza i cios włócznią w bok.
Gdy wreszcie dołączył do grona Dwunastu, ci nie chcieli uwierzyć w jego widzenie. By udowodnić mu konfabulację otwarli grób Bogarodzicy. Jednak w środku, zamiast Jej ciała, znaleźli tylko pełno kwiecia i ziół, na pamiątkę czego dziś na Wniebowzięcie mówi się „Matki Boskiej Zielnej” i poświęca to, co kwitnie, pachnie i leczy. A wszystko za sprawą Tomasza Apostoła, bo o nim jest ta opowieść.