Rozmowa z dziadkiem o tym, co najstarsze na świecie.
– Dziadku, dziadku, co jest najstarsze na świecie?
– Najstarsze na świecie są litery. Jeszcze nie było papieru, pióra ani atramentu. A litery już były. Ba, słowa jeszcze nie istniały i nie miał ich kto wypowiedzieć. A litery już były. Bo litery uczynił Pan, zanim zabrał się za stwarzanie świata. Litery były naczyniami do przechowywania odwiecznej światłości. Zrazu nieco koślawe i nieporadne. Bo Pan nie miał dla nich czasu, zajęty stwarzaniem świata. Dopiero szóstego dnia, kiedy skończył ze światem, rośliną, zwierzęciem i człowiekiem, mógł wreszcie wrócić do swoich ukochanych liter, by każdej nadać nazwę i ostateczny kształt.
– Ile było tych liter?
– Dwadzieścia pięć. Ale nie wszystkie znamy. Kiedy Pan skończył upiększać dwudziestą czwartą literę, zaczął się Szabat. A On był już tak zmęczony, że tej dwudziestej piątej nie dokończył. I nie dał nam jej poznać. Ale kiedyś przyjdzie taki czas, że On ją dokończy. I nam ją objawi. Poznamy jej nazwę. I zobaczymy jak wygląda. I wówczas pojmiemy wreszcie świat i wszystkie jego tajemnice.
– A kiedy Pan dał nam poznać litery?
– Nie wiesz? Wypisał nimi na dwóch tablicach Dziesięć Słów. Tablice były z szafirowego kamienia, a mimo to można je było zwinąć w rulon, jak papier. I dał te tablice Moszemu w prezencie. A kiedy Mosze przyszedł z nimi do swoich, zastał ich upodlonych bałwochwalstwem. Wpadł w gniew i rzucił z całej siły tablicami o ziemię, a one się rozbiły. Zaś litery uniosły się i wróciły do nieba. Dzisiaj jest tak samo: kiedy ktoś pali książkę, papier płonie, a litery wniebowstępują…