Mieć czy być?

Dlaczego nie wolno zrywać kłosów w szabat?

Dziś czyta się w kościele tę historię, po podjadających ziarno apostołach. Faryzeusze mają pretensje nie o to, że zrywają je z cudzego pola. W czasach biblijnych było to dopuszczalne, pod warunkiem, że to, co się zerwało, zostało zjedzone na miejscu, a nie zabrane do domu. Faryzeusze mają pretensje o zrywanie. Czy zerwanie figi, kiści winogron albo kilku kłosów w szabat jest rzeczywiście niemal przestępstwem? Przecież to nie jest ciężka praca.

Niestety w naszej mentalności pokutuje owo katechizmowe pojęcie „ciężkiej pracy”. Dlatego dziś przeżywamy rozterki, czy można wrzucić pranie do automatycznej pralki w niedzielę? Przecież w sumie to nie jest ciężka praca. A przy odrabianiu lekcji czy gotowaniu obiadu w niedzielę nikt się nawet nie zająknie. W żydowski szabat tego rodzaju dylematy nie istniały. W żydowski, biblijny szabat nie wolno było robić absolutnie niczego, nawet przygotowywać posiłków. Te należało przyszykować wcześniej i to w większej obfitości i smaczności, niż na co dzień. Dlaczego przepisy dotyczące szabatu były tak rygorystyczne? Z prostej przyczyny:

To nie jest tylko kwestia tego, że przez sześć dni pracujesz, a w siódmym masz odpocząć. Sprawa ma drugie dno. Człowiek zawsze żyje gdzieś i kiedyś – w jakiejś przestrzeni i w jakimś czasie. Przez sześć dni człowiek zmienia przestrzeń: buduje, zrywa, sadzi, sieje, gotuje, ucina, przybija. W siódmym dniu człowiek ma zapomnieć o przestrzeni, o jej zmienianiu, o wpływie na otoczenie. W dniu szabatu człowiek ma zmienić czas i czas ma zmienić człowieka. Sześć dni jest po to, żeby człowiek mógł „mieć”. Szabat jest po to, żeby człowiek mógł „być”. A być, to znaczy chociaż przez jeden dzień w tygodniu doświadczyć tego czegoś nieuchwytnego, co znajduje się między „przedtem” a „potem”. Rzeczywiście: Dzień Pański nie jest łatwo przeżyć tak, jak się powinno. Ale warto próbować.

[foto: takie obrazki wisiały niegdyś w co drugim domu, popularna była jeszcze Święta Rodzina oraz Jezus nauczający z łodzi]