Miała męża bezbożnika, poborcę rzymskich podatków. Wylała morze łez, żeby się ustatkował, żeby kochał i uwierzył. Nawrócił się na łożu śmierci.
Miała wredną teściową. Służące i sąsiadki robiły wszystko, żeby je skłócić. Wylała morze łez. Ale nigdy nie dopuściła do kłótni.
Miała troje dzieci. Dobrze znamy jedynie jej oczko w głowie – Augustyna. Trzy dekady nie odstępowała go na krok. Modliła się i wylała morze łez, żeby się ustatkował, żeby kochał i uwierzył. Zawędrowała z nim aż do Mediolanu. Tutaj „syna tylu łez” znalazł wreszcie Bóg.
Kiedy Augustyn się nawrócił miała 55 lat. W drodze powrotnej do rodzinnej Afryki Północnej dopadła ją gorączka. Umarła w Ostii, nieopodal Rzymu. Augustyn napisze o niej później w swoich „Wyznaniach”: gdzie tylko mogła, okazywała się jako czyniąca pokój.
Święta Monika jest więc patronką kobiet żyjących w nieudanych związkach, zdradzanych, gnębionych przez teściowe, miażdżonych alkoholizmem, oszczerstwem i złorzeczeniem, przeżywających problemy z dziećmi lub wnukami, patronką wszelkich chodzących kobiecych nieszczęść, które wylewają morze łez.
[Malunek świętego Augustyna z mamą Moniką, z nosem i oczami zaczerwienionymi od płaczu uczynił Gioacchino Assereto]
