W środę 3 sierpnia 1492 Kolumb ruszył szukać drogi na skróty do Indii.
Człowiek myśli, Pambóg kryśli – nic dziwnego, że zamiast do Indii domniemany syn króla Władysława Warneńczyka 12 października dotarł do Ameryki. Co tak przypadło mu do gustu, że następnie wyprawiał się jeszcze trzykrotnie.
Jednym z marynarzy Kolumba był niejaki Rodrigo de Jerez. Tuż po dotarciu do wyspy, którą Hiszpanie nazwali Najświętszym Zbawicielem (San Salvador), zaczął rozglądać się po okolicy. I napotkał Indian, którzy zaciągali w płuca dym z żarzących się, zwiniętych w tutkę liści. Liście były kukurydziane, a zawartość tytoniowa. Jerez przysiadł się i pozwolił poczęstować. A zasmakowawszy w wypuszczaniu kłębów błękitnego dymka ustami i nosem, poczynił pewien zapas aromatycznych łatwopalnych liści. Po powrocie do Hiszpanii rozpropagował ów zwyczaj w swoim rodzinnym Ayamonte. I pewnie zbiłby na żarzącym się tytoniu spory interes, gdyby ktoś nie doniósł kościelnej Inkwizycji, że Rodrigo łyka ogień i wypuszcza gębą kłęby dymu, co wygląda na absolutnie diabelską sprawkę. Inkwizycja wzięła go zatem pod klucz. I zaczęła wyjaśniać sprawę. A przewlekłość procesowa była wówczas tylko odrobinę mniejsza, niż dzisiaj u nas, więc Jereza uznano za niewinnego konszachtów z diabłem i wypuszczono na wolność po… siedmiu latach aresztu.
Tak więc poprzez owe legendy o rodzicielskich koneksjach Warneńczyka i Kolumba oraz niewielki, ale zawsze jednak jakiś jego przyczynek do kwestii tytoniowej, mamy być może swój niezatarty i wiekopomny wkład w rozpowszechnienie nałogu papierosowego w świecie.
Przy okazji warto sobie zadać pytanie: w taki zwykły dzień – 3 sierpnia – Kolumb ruszył na odkrycie Indii / Ameryki. A Ty, co dzisiaj wielkiego zrobiłeś?