Dziś jest niedziela Dobrego Pasterza. Tak Jezus mówi o sobie. I dodaje jeszcze, że owce słuchają Jego głosu, a On woła je po imieniu ((J 10,1-10).
Udomowiona owca nie jest w stanie przeżyć bez pasterza: ufa mu bezgranicznie, a on prowadzi ją na pastwisko i do wodopoju. Ona odwdzięcza mu się mlekiem i wełną za życia, mięsem po śmierci. W ten sposób nawzajem sobie życie zapewniają. Dlatego Jezus nie nazywa siebie kowbojem, rybakiem czy hodowcą kur. Tylko właśnie pasterzem.
Owca jest zwierzęciem najczęściej pojawiającym się w Biblii – ponad 400 razy. A pasterz jest najczęściej wspomnianą profesją – około 100 razy. Chrystus nazywa siebie Dobrym Pasterzem, a Jan Chrzciciel mówi o Nim jako o Baranku, jednak tylko w Ewangelii św. Jana, który opiewa Baranka także na kartach Apokalipsy.
Jezus wiele razy porusza tematykę pasterską. Mówi między innymi:
– o ludziach, którzy są jak owce bez pasterza (Mt 9,36),
– wysyła uczniów do owiec, które poginęły z Domu Izraela ((Mt 10,6),
– posyła uczniów jak owce między wilki (Mt 10,16),
– opowiada przypowieść o zagubionej owcy (Mt 18,10nn),
– porównuje sąd do oddzielania owiec od kozłów (Mt 25,31nn),
– przyrównuje Kościół do owczarni (J 10) a posługę w Nim do pracy pasterza (J 21,15nn).
Ciekawe, że w gronie apostołów nie ma pasterzy, są głównie rybacy. Ale jednocześnie rybakowi Piotrowi Jezus nakazuje: paś owce moje.
Pierwszym pasterzem był Abel. Potem zajęciem tam parał się Abraham, Izaak, Mojżesz, Dawid, Amos. W Biblii znajdujemy też… pasterki, na przykład Rebekę albo córki Jetro. Czy Jezus także zajmował się pasterstwem? Nigdzie dosłownie nie ma o tym mowy. Ale sądząc z jego wiedzy o owcach i pasterzach, na pewno miał z tą dziedziną hodowli cokolwiek do czynienia, przynajmniej w sferze obserwacji.
Człowiek zajął się pasterstwem bardzo wcześnie. Kiedy spostrzegł, że przychodzą jakieś mało rozgarnięte bydlęta, które robią mu konkurencję w wyżerce, zwłaszcza kiedy już udomowił parę pożytecznych roślin. Człowiek zaczął te stwory najpierw odpędzać. Ale z niespecjalnym skutkiem. A czego nie można się pozbyć, to trzeba pokochać, więc te bydlęta udomowił. Owce nie były zbyt mądre. Czasem nawet nie potrafiły znaleźć drogi do z daleka widocznej zagrody. Ale za to były posłuszne i trzymały się pasterza, jak własnej matki. Były niezwykle pożyteczne: ścinając trawę równocześnie ją nawoziły, zapewniając obfite odrosty. Dawały nie tylko mięso i tłuszcz, ale też wełnę i mleko – a więc był z nich pożytek jeszcze za życia.
Owce komunikują się głosem. Owca-matka po głosie rozpoznaje swoje dziecko. Owce rozpoznają swojego pasterza po głosie. On idzie przodem, pokrzykuje. A one nawet nie patrzą na niego, zajęte skubaniem trawy, tylko idą za głosem. Do wodopoju schodzi się czasami kilka stad, liczących w sumie nawet tysiące owiec. Kiedy dany pasterz chce zebrać swoje i ruszyć z nimi w dalszą drogę, zaczyna pokrzykiwać. Pójdą za nim wszystkie ale także jedynie jego owce. Owca nie rozpoznaje głosu swojego pasterza tylko wówczas, kiedy jest chora.
Jezus powołując apostołów, obiecał, że uczyni ich rybakami ludzi. Dziś jednak nikt nie powie, że duchowny, to rybak. Wszyscy mówią: pasterz. Podobno rybak uczy się od ryb milczenia, pasterz uczy się od baranów beczenia… Może jednak trzeba zostawić Jezusowi duszpasterstwo, a samemu zająć się duszołówstwem?
[Obrazek jest wzorowany na „Dobrym Pasterzu” Lucasa Cranacha Młodszego]