Miłosierdzia nie potrzebują wszyscy grzesznicy, Jedynie ci, którzy nie żałują…
Na poparcie tej nieco ryzykownej na pierwszy rzut oka tezy mam historię zaczerpniętą z papieża Franciszka:
Podczas pierwszej wojny światowej do niewoli francuskiej dostał się niemiecki żołnierz. Udowodniono mu, że nie tylko walczył, ale też gwałcił, rabował i strzelał do cywilów. Zapadł wyrok: kara śmierci. W oddziale francuskim był kapelan. Strasznie mu zależało, żeby Niemiec przed egzekucją pojednał się z Bogiem. Zbrodniarz chętnie zgodził się na spowiedź. Kiedy roztrzęsiony wizją rychłej śmierci wyznał wszystkie swoje zbrodnie, kapelan zapytał, czy za nie żałuje.
– Nie! – odpowiedział szczerze niemiecki wojak.
– To mamy problem – pomyślał kapelan. W takim przypadku nie mógł udzielić absolucji, o niej decyduje nie tyle waga postępków, co przeżywanie żali z ich powodu. Inny pewnie by dał za wygraną. Ale francuskiemu księdzu tak bardzo zależało. Przyszła mu do głowy pewna myśl, którą zaraz ubrał w słowa:
– A żałujesz, że nie żałujesz? – spytał.
– Tak – odpowiedział cicho skazaniec.
– Ego te absolvo! – kapelan nakreślił nad Niemcem znak krzyża, znak odpuszczenia.
Jeżeli grzesznik żałuje za grzechy, Boże przebaczenie „należy mu się” według zasad sprawiedliwości. Weźmy takiego Dobrego Łotra. Przyznaje się i żałuje: Jezu, wspomnij na mnie! Jezus spojrzał nań i pomyślał może: ileż to roboty? Dziś ze mną będziesz w raju! Gorzej z tym, który nie żałuje. Trudno powiedzieć, jak skończy: brak żalu jest jednym ze słynnych, nieprzebaczalnych grzechów przeciw Duchowi Świętemu.
Jeśli nie żałujesz – masz przechlapane: sprawiedliwość Boża jest nieubłagana. Chyba, że chociaż żałujesz, że nie żałujesz. Wtedy uruchamia się tryb awaryjny, czyli Boże Miłosierdzie.