Spotkałem kolegę. Po trzech latach przerwy. Jest proboszczem: wioska, mały kościółek. Spytałem, jak sobie radził w czasie pandemii?
– Spokojnie – mówi. – Policzyłem krzyże w kościele: na ołtarzu, przy ołtarzu, na bocznych ołtarzach, na Drodze Krzyżowej, na konfesjonale, pokrywie od chrzcielnicy, w zakrystii i na wieży. Wyszło mi 29 sztuk. Kilka razy dzwonili z policji i pytali, czy limity wiernych są zachowane. To mówiłem, że u nas w kościele zawsze jest mało: raptem trzech, czterech ludzi na krzyż…