Różne rzeczy ludzie hodują: jedni psy, inni kaktusy. Olek, na ten przykład, hodował gronkowce.
Z różnymi problemami borykają się hodowcy: jedni z pchłami, inni z chwastami. Olek borykał się ze niedojedzonymi bułkami, których zapomniał usunąć z laboratorium. A było to tak.
Olek Fleming był lekarzem. Nawet ładnie się zapisał w historii, bo opatrywał rany angielskich wojaków w czasie pierwszej wojny światowej. Żal mu było tych chłopców, bo choć ich rany były nieraz niegroźne, to umierali – biedaczki – na skutek ich zakażenia.
Po wojnie więc zajął się hodowlą bakterii. Z czystej ciekawości. Żeby dowiedzieć się, co w nich jest, bestyjach, że takie małe, a zjadliwe. Całymi dniami Olek siedział w laboratorium. Pochłonięty robotą czasem kanapki zapomniał dojeść. Zostawił bułcynę. Spleśniała mu. Łazić zaczęła po blacie stołu, dopiero ja wyrzucał.
Łansapontajm zauważył, że mu ta bułeczna pleśń rozpanoszyła się na brzegu talerzyka, gdzie sobie gronkowca wyhodował. Stwierdził przy tym rzecz dziwną: między gronkowcem a pleśnią taki pasek ziemi niczyjej pozostał, niczym suche dno między wodami Morza Czerwonego, po którym Izraelici suchą nogą przeszli. Gapił się na to dziwne zjawisko, dumał i zastanawiał się, aż doszedł do wniosku, że mu pleśń tego gronkowca zeżarła. I wówczas go olśniło: w pleśniowych grzybach musi być jakaś siła, albo substancja, która bakteriom daje radę.
Trudno jednak żołnierskie, a w czas pokoju pacjenckie rany spleśniałymi bułkami upychać. Trzeba by z pleśni tę maść na bakterie jakoś wypreparować. Udało się to zrobić z pomocą dwóch innych naukowców przed samą II wojna światową. A zaraz po jej zakończeniu wszyscy trzej amatorzy gronkowca i spleśniałych bułek dostali nagrodę nobla.
– Ale ja niczego nie wynalazłem – krygował się Olek Fleming. – Ja tylko odkryłem substancję, która w naturze istniała od zawsze.
Dlatego – miłe panie – jeśli w śniadaniówce swojego męża albo syna, odkryjecie przypadkiem spleśniałą bułkę, kanapkę albo coś innego jeszcze, to – bardzo proszę – powściągnijcie gniew, z łaski swojej. Może macie u boku lub pod ręką przyszłego noblistę. A przecież takie pieniądze piechoto nie chodzo…
28 września 1928 roku przyjmuje się za datę odkrycia przez Aleksandra Felminga penicyliny.
Na zdjęciu (z witryny publicznej) Olek w laboratorium. Jak widać – do zdjęcia bułki posprzątał.