Czy można być jednocześnie Turczynką, córką komunisty i zakonnicą? Można. Ale to ryzykowne zestawienie, grożące śmiercią w pierwszym dniu Powstania Warszawskiego.
Ledwie padły pierwsze strzały w Śródmieściu, a natychmiast dały się słyszeć jęki i wołanie o pomoc rannych. Z bramy klasztoru urszulanek szarych przy ulicy Gęstej wyskoczyły cztery młode zakonnice-sanitariuszki. Nie dobiegły do rannego powstańca. Ich życie zdmuchnęła seria niemieckiego karabinu maszynowego. To były siostry: Teresa, Jadwiga, Ancilla i Dolores.
Dolores miała na imię Marysia. Urodziła się w Konstantynopolu. Jej mama Leokadia, pochodząca z Sosnowca absolwentka krakowskiego gimnazjum sióstr urszulanek, studiowała w Paryżu. Tutaj poznała młodego Turka – lekarza Şefika Hüsnü Deymera. Trochę dla żartu przyjęła jego oświadczyny, ale ślub – na przekór opinii rodzin obojga narzeczonych – był już na poważnie. Zamieszkali zrazu w Konstantynopolu. Tu w 1916 roku przyszła na świat Marysia. Pierwsze miesiące życia spędziła tylko z matką. Ojca wysłano jako lekarza na pierwszowojenny front. Potem z Konstantynopola przeprowadzili się do Moskwy. Sefik założył w Turcji partię komunistyczną. Groziło mu za to srogie więzienie. Wolność ocalił w sowieckiej stolicy. Potem Deymerowie przeprowadzili się do Berlina. Szczęście nie trwało długo. Po dojściu Hitlera do władzy Sefika jako komunistę aresztowano. Leokadia obawiając się o los córki zawiozła ją do Warszawa i oddała pod opiekę edukacyjną znanemu sobie zgromadzeniu – szarym urszulankom. Sama wróciła do Berlina. Miała później żal do sióstr. Najpierw, że nakłoniły Marysię do studiowania romanistyki, zamiast pójścia w ślady ojca na medycynę. A potem za to, że podobno za ich namową Marysia wstąpiła do urszulanek, biorąc szary habit i nowe imię zakonne Dolores. Czarę goryczy przepełnił fakt, iż jako zakonnica przyjęła obywatelstwo polskie, jednocześnie tracąc tureckie, a wraz z nim pozbywając się prawa do dziedziczenia po ojcu, który – choć był komunistą – jednak majątkiem sporym dysponował.
Siostra Dolores podobno była cicha, nawet zamknięta w sobie, rozmodlona i jednocześnie orientalnie tajemnicza. Znała języki obce, biegle mówiła po francusku – po studiach filologicznych na Uniwersytecie Warszawskim przecież. Odbyła nowicjat, czasową profesję. Na początku sierpnia 1944 miała złożyć śluby wieczyste. Ale 1 sierpnia po 17.00 padły pierwsze strzały. Siostry były przygotowane na taki obrót sprawy. Wiadomo było, że mają pomagać rannym. Wybiegły z bramy we czwórkę. Pewnie z zamiarem przyniesienia rannego do klasztornej rozmównicy, żeby go opatrzyć. W pierwszym dniu, w pierwszej godzinie powstania. Przy składaniu ślubów, zakonnice leżą krzyżem na podłodze kaplicy, a całe zgromadzenie śpiewa Litanię do Świętych. Siostra Dolores zaległa na ulicy. Zamiast organów grał karabin maszynowy, śpiewem stał się jęk rannych. Jezus podarował jej i siostrom krzyż męczeństwa. Komenda Armii Krajowej – niespełna cztery tygodnie później – Krzyż Walecznych.