Grzybosiejca

Najpierw był Szymonem. Ładne imię, pochodzi od hebrajskiego „sz’ma” czyli „słuchaj”. Jezus mu je zmienił na Piotr – „petrus” to nie od razu cała skała („petra”), ale jej kawałek, kamyk.

Na kamyku zbudował Pan swój Kościół. Na skale, to każdy by potrafił, a na okruchu skalnym, na słabym kawałeczku tylko Pan Jezus potrafi. Pan Bóg zawsze zmienia imiona ludziom, których potrzebuje. Tak było na przykład z Abrahamem i Jozuem.

Piotr był rybakiem. Jezus zaś potraktował go trochę jak polityk albo specjalista od HR: co innego obiecał a co innego z tego wyszło. Najpierw powiedział Piotrowi „ludzi będziesz ŁOWIŁ”, a potem mu nakazał „PAŚ owce moje”. Miał być rybakiem, jak dawniej, a skończył na etacie pasterza.

Piotr widział Przemienienie Jezusa i wskrzeszenie córki Jaira. Chodził po wodzie – nie za daleko ale jednak kawałek się udało – a w pyszczku ryby znalazł pieniądze na podatek świątynny. Lubił broń białą, nawet jej użył w obronie Jezusa, odcinając ucho pewnemu oprychowi. Ale Jezus kazał mu odłożyć niebezpieczną zabawkę, w zamian obiecując klucze do ważnego miejsca – swojego Królestwa.

Nie wiadomo, czy mówił ładne kazania, ale na pewno skuteczne. Efektem pierwszego z nich było nawrócenie trzech tysięcy ludzi. Piotr zapowiedział śmieć Ananiaszowi i Safirze, wskrzesił Tabitę, ochrzcił rzymskiego oficera Korneliusza, swoim cieniem uzdrawiał chorych. Anioł uwolnił go z więzienia Heroda, cudownie otwierając żelazne wrota. Z tego powodu na świętego Piotra swój dzień obchodzi w Polsce straż więzienna. Jej funkcjonariusze modlą się w tym dniu usilnie, żeby Pan Bóg więcej aniołów do więzień nie wysyłał, bo robotę stracą.

Piotr miał chorowitą teściową, którą uzdrowił Jezus. A skoro teściową, to i żonę. Pisze o tym święty Paweł (1 Kor 9,5). Tradycja nadaje Piotrowej żonie imię Perpetua. Miała zginąć umęczona za wiarę, którą wyznawała i głosiła. 4 listopada czczona jest jako święta. Podobnie jak ich córka – Petronela – wspominana w ostatnim dniu maja. Piotr miał ją uzdrowić z gorączki, gdy – pewnie dziedzicząc przypadłość po babce – od niej cierpiała. Także umęczona za wiarę, najpierw spoczywała w katakumbach Domicylli, a później przeniesiono ją do Watykanu, bliżej taty.

Piotr podobno do końca życia chusteczkę nosił. A to z powodu płaczliwości. Łzy wylewał ilekroć przypomniał sobie słodką mowę Pana swego, a także ową noc, gdy się Go po trzykroć zaparł. Tak często płakał, że twarz jego wydawała się wyżarta łzami.

Gdy cesarz Nero zaczął prześladować uczniów Drogi, znajomi namówili Piotra, by uchodził z Miasta. Niecały kilometr za murami spotkał na drodze Pana Jezusa, więc pyta Go, dokąd idzie. A Jezus, że do Rzymu, by powtórnie dać się ukrzyżować. Pójdę i ja z Tobą – decyduje Piotr, by naprawić wcześniejszą dezercję. Ledwo jednak się odwraca, Jezus wstępuje do nieba, a na jednym z kamieni pozostawia odciski stóp – takie same jak na Górze Oliwnej. Nad tym kamieniem kościół potem zbudują, a Piotr rzeczywiście zostanie ukrzyżowany.

Głową w dół – każe się przybić do krzyża. Z pokory. Bo uważa się za niegodnego, by równać się z Chrystusem na krzyżu. Ponadto przekonywał, że w ten sposób, głową w dół, rodzimy się i taka pozycja na krzyżu przypomina, iż wszyscy, od Adama poczynając, upadamy.

Legend o Piotrze wędrującym przez świat z Chrystusem jest bez liku. Najbardziej lubię tę polską. Podczas wędrówki spotkali chłopa, co kosił trawę na siano, przerwę sobie zrobiwszy położył się w cieniu i na leżąco chleb jadł, co Piotra oburzyło. Na to Pan Jezus każe Piotrowi kosę wziąć i do roboty. Usiekł jeden pokos, potem drugi i oznajmił, że praca to jet tak ciężka, jak nawet nie przypuszczał. I zapłakał – już wiemy, że łątwo mu łzy przychodziły – że niesłusznie na chłopa się oburzał. Chłop na to, że się nie gniewa i jeszcze w podzięce za zżęte dwa pokosy pół chleba Jezusowi i Piotrowi podarował. Idą, Piotra głód złapał. Ułamał kawałek chleba, żeby Pan Jezus nie zobaczył. A tu Jezus pyta: co masz Piotrze w ręce? Nic, Panie – Piotr na to i skibkę chleba za siebie rzuca. To było na skraju lasu. Potem w głąb kniei weszli i zaś sytuacja z chlebem się powtórzyła i znów Piotr kromkę wyrzucił, wstyd się przyznać, że chleb chciał zjeść, a z Jezusem się nie podzielić. I tak się jeszcze kilka razy powtórzyło, aż chleb zniknął zupełnie. Na ostatek Pan Jezus pyta, gdzie ten chleb, bo zjadłby chętnie kawałek. Na co Piotr zapłakał i przyznał się, co z chlebem zrobił, że go kawałek po kawałku rozrzucił w lesie. Ale Pan Jezus się nie pogniewał, tylko cud zrobił, że te porzucone kromki w grzyby się zamieniły, żeby ludzie w czas głodu do lasu sobie poszli i borowików, maślaków, kozaków i rydzów narwali, ile im tylko potrzeba. Tak to święty Piotr grzyby do dziś po lasach rozrzuca, a grzybobracze po 29 czerwca z koszykami w knieje ruszają – niech grzybków znajdą obfitość, tak to Boże dej, jament!