Dziś na ambonie rozmawialiśmy z Leszkiem o łzach. I o niebie. Bo wszyscy tylko piekłem straszą.
I siostra Faustyna, i dzieci fatimskie – wszyscy mają wizję piekła. A o niebie, to tylko Dante troszeczkę. I Jan w Apokalipsie – cokolwiek niejasno. Dziś padło stamtąd wyjęte zdanie o tym, jak będzie w niebie: „otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie, ani żałoby, ni krzyku, ni trudu” (Ap 21,4). Więc postanowiliśmy, że porozmawiamy o… łzach.
Ja zacząłem od tego, że w połowie maja obchodzi się Dzień Niezapominajki. Wymyślił go Andrzej Zalewski, autor „Ekoradia” w radiowej Jedynce. Chodziło o naszą polską niezapominajkę, symbol pamiętania, tęsknoty i życzliwości: maleńki kwiatuszek, co ma modre pięć płatków i złote oczko w środku, a na łodyżce listki w kształcie mysich uszu – dlatego po grecku nazywa się Myosotis. A u nas mówią na nią „Żabie oczko” – bo lubi podmokłe tereny, gdzie żab nie brakuje. Albo „Sierotka” – bo i sierota ma życie mokre od łez. Jeszcze gdzie indziej wołają „Modrasza” albo „Oczy Matki Boskiej” – ze względu na niebiański kolor. I opowiadają, że kiedy Matka Boska stała obok krzyża Jezusa i płakała, wówczas co łza skapała z Jej oczu na ziemię, to Niezapominajka z niej wyrastała. Więc mówi się na nią także „Łzy Matki Boskiej”. A inni utrzymują, że to jeszcze inaczej było. Bo kiedy Pan Jezusa stwarzał drzewa i kwiaty, to każdemu powiedział, jak się będzie nazywać i gdzie będzie rosnąć. Idzie święty Michał Archanioł, patrzy, a tu po ścieżce pełznie krucha roślinka z modrymi kwiatuszkami i płacze. Czego płaczesz? – pyta. Bo sobie zapomniałam, jak się mam nazywać i gdzie mam rosnąć – westchnęła. Zaniósł ją Michał Archanioł do Pana Jezusa i mówi, co się stało. A On na to: żebyś już raz na zawsze sobie zapamiętała, to będziesz się nazywać Niezapominajka i będziesz rosnąć tam, gdzie wody nie brakuje.
I tak doszliśmy z tą wilgocią to sprawy łez. Więc rozmawiamy sobie z Leszkiem o łzach. Że są łzy żalu i bólu. I są łzy kulturowe i rytualne. Że bez względu na stan zdrowia czy posiadania, jednakowo płaczą ci, którzy jeżdżą limuzynami i ci, co tłoczą się w tramwaju. Że Jezus mówi „nie płacz” wdowie z Nain, kobietom na drodze krzyżowej i Marii Magdalenie przy pustym grobie. Mówi, ale sam płacze: nad śmiercią kolegi – Łazarza i nad Jerozolimą. A w sprawie łez skruchy i żalu Piotra w ogóle się nie wypowiada, widocznie są potrzebne.
W Biblii – jak w życiu – kobiety częściej płaczą, niż mężczyźni. Dlatego mówi się, że męskie łzy są jak diamenty – rzadko spotyka i niezwykle cenne, a łzy kobiet są jak perły – nigdy nie wiadomo, czy prawdziwe. Ja brnę w złośliwościach: kiedy kobieta płacze, nigdy nie pytaj, dlaczego – ona sama nie wie. Ale Leszek poważnieje i mówi, że łzy są znakiem tego, że serce człowiekowi jeszcze całkiem nie wyschło. I że nawet rzeczy płaczą.
Więc zaraz dorzucam arabskie powiedzenie o pustyni, która płacze, bo też chciałaby być ogrodem. A Leszek kwituje sprawę parafrazą z Tuwima: łzy znaczą tyle, że powinno być inaczej: pustynia powinna być ogrodem, umarły powinien żyć, to co boli powinno być zdrowe. Dlatego też człowiek płacze czasami nad samym sobą.
Łzy znaczą, że powinno być inaczej, niż jest – dla mnie to było najważniejsze zdanie w całej naszej dzisiejszej rozmowie o łzach.
Na marginesie: wspomniałem jeszcze o lakrymatorium: to małe słoiczki, do których zbierano łzy żałobników na pogrzebach, a następnie umieszczano je w grobowcach zmarłych Greków i Rzymian. A w Italii u stóp Wezuwiusza butelkują wino „Lacryma Christi” – Łzy Chrystusa. Podobno gdy Lucyfer został strącony z nieba, Pan Jezus płakał po jego upadku, tak mu żal było, a Jego łzy spadły u podnóża Wezuwiusza, gdzie wyrosły wyjątkowej urody i smaku winnice, dające wino tej nazwy zacnej. Tak więc w kontekście kojarzy się z kwiatkiem, a Pan Jezus z winem. Ale proponuję nie brnąć w to rozróżnienie…
[Grafika: obraz Śmętnej Dobrodziejki Krakowa z kaplicy u krakowskich franciszkanów]