Leonwielki

Nie było żadnej Kaplicy Sykstyńskiej ani białego dymu.

Pierwszy Następca Świętego Piotra, który nosił imię Leon od posłańca dowiedział się, że wybrano go na papieża i ma wracać do Rzymu. Bo właśnie przebywał na terenie dzisiejszej Francji jako ambasador. Więc wrócił do Wiecznego Miasta i zrobił kilka dobrych rzeczy.

Najpierw zebrał i uporządkował modlitwy liturgiczne, żeby na mszy nie było tak totalnego spontanu, jak dotychczas, że jeden stoi, drugi klęczy, a jeszcze inny się kiwa. Podręcznik dobrych manier liturgicznych nazywa się „Sakramentarzem leoniańskim”.

Doprowadził do rozstrzygnięcia gorącego sporu, jaki toczono w sprawie natury, czyli „konstytucji” Chrystusa. Spierano się o tak istotne sprawy, jak to, czy Jezus był bardziej Bogiem czy człowiekiem, czy jego bóstwo kierowało jego człowieczeństwem, a może na odwrót, a może w ogóle nie miał ludzkiej natury czy jak?

Zdanie papieża Leona było tak mocne i konkretne, że zebrani na soborze w Chalcedonie biskupi orzekli: „Piotr przemówił przez Leona” – w sensie, że papież jakby użyczył głosu pierwszemu z apostołów.

Leon skrzętnie ów komplement wykorzystał i ostatecznie rozstrzygnął, że wszyscy biskupi są ważni, ale ten, który jest biskupem Rzymu – i jednocześnie papieżem – jest najważniejszy. To się „prymat” nazywa.

Leon wybornie spisał się w sprawach polityczno-militarnych. Przy pomocy dzbana wina zaznajomił się z Attylą (to imię znaczy „tatuś”), wodzem Hunów, którzy wpadli na głupi pomysł, żeby zdobyć i złupić Rzym. Leon się z dziczą dogadał, zorganizował jakiś okup i miasto ocalało.

Ładnie rzecz odmalował Rafael z uczniami. W Stanzy Heliodora – jednym z reprezentacyjnych apartamentów papieskich – można oglądać fresk zmalowany około roku 1514. Leon Wielki ze świtą jedzie konno na spotkanie z bandą Hunów. Przyjeżdżają, patrzą – a ci przerażeni. Papież pewnie jeszcze nie zauważył, że nad nim i jego ludźmi pojawili się święci Piotr i Paweł z mieczami. Konie hunów wpadły w popłoch, barbarzyńcy oczy zasłaniają, zbierają się do ucieczki. Rafael namalował te scenę u bram Rzymu. W tle widać nawet ruiny Koloseum. Ale w rzeczywistości misja Leona dotarła do brodu na rzece Muncio koło Mantui (wspomina o niej Shakespeare w „Romeo i Julii”, tudzież Żeromski w „Popiołach”) czyli prawie 500 kilometrów na północ od Rzymu. Ale kto by się tym specjalnie przejmował.

Pierwszy papież o imieniu Leon ocalił Rzym przed Hunami. Minęło niespełna tysiąc lat i na Stolicy Piotrowej zasiadł Leon X. To za jego pontyfikatu i z poniekąd z jego powodu miało miejsce wystąpienie Marcina Lutra. Leon X zdążył jedynie wydać bullę, którą Luter publicznie puścił z dymem. Niebawem Leon X umarł w błogiej nieświadomości co do tego, że diabli wezmą jedność Kościoła. Tym razem minęło coś około pół tysiąca lat. I na Stolicy Piotrowej znów zasiadł papież Leon. Będzie Wielki?

[Foto: fres Rafaela: Leon Wielki i Attyla z Hunami]