FILIP OD WOJTKA

Tym razem – chodząc po kolędzie – spotkałem weterana spod Monte Cassino i niedźwiedzia.

Nie osobiście. W pamiątkach spotkałem. Starszy strzelec Filip Matuszny – rocznik 1908 – był kierowcą w 22 Kompanii Transportowej polskich sił zbrojnych na Zachodzie. Przeszedł szlak z Syberii przez Persję do Palestyny i dalej pod Monte Cassino. W okolicach Teheranu żołnierze wzięli pod opiekę małego niedźwiedzia syryjskiego, którego matkę prawdopodobnie zastrzelili myśliwi. Maluch nie umiał jeszcze jeść, więc karmiono go mlekiem skondensowanym z butelki. Podobno do końca życia pozostała w nim wielka miłość do picia z butelki, zwłaszcza gdy jej zawartość stanowiło nie mleko, ale zwłaszcza piwo – jak to w wojsku. Bo też oswojonego niedźwiadka ochrzczono imieniem Wojtek, a dla dopełnienia formalności i umożliwienia przydziału prowiantu wciągniętą go na listę żołnierzy kompanii transportowej w stopniu kaprala. Wojtek popisywał się, siłował z żołnierzami, pił piwo, palił papierosy, kradł marmoladę z namiotu zaopatrzenia, a pod Monte Cassino nosił skrzynki z amunicją. Od tego czasu 22 Kompania Transportowa zaczęła umieszczać na swoich ciężarówkach i na odznakach oddziału logo z niedźwiedziem trzymającym w łapach pocisk artyleryjski. Właśnie taką odznakę zobaczyłem i mogłem potrzymać w ręku w domu kolejnych pokoleń rodziny, w której drzewo genealogiczne wpisuje się starszy strzelec Filip Matuszny.

Po stryju został też nadany po wojnie krzyż Monte Cassino z legitymacją uprawniającą do jego noszenia. Krzyż na awersie ma napis „Monte Cassino maj 1944), zaś na odwrocie kolejny numer: 44204. Za odznaczenie starszy strzelec Filip Matuszny musiał zapłacić – krzyż nie był darmowy. To nie były wielkie pieniądze – 0.125 funta – ale jednak. Krzyż otrzymało ponad 48 tysięcy żołnierzy, z generałem Andersem na czele. Nie liczył się w systemie odznaczeń wojskowych PRL-u. Jako oficjalne odznaczenie państwowe uznano go w RP dopiero w 1992 roku. Tym samym jego przyznawanie uznano za zakończone. Z jednym wyjątkiem. W 1944 roku dziennikarka i na początku lat 90. rzecznika rządu Małgorzata Niezabitowska zorganizowała społeczną zbiórkę pieniężną, dzięki której udało się zorganizować wyjazd pozostających jeszcze przy życiu weteranów na obchody 50. rocznicy bitwy na Monte Cassino. Wdzięczni weterani obdarowali Niezabitowską swoim odznaczeniem już po terminie ustania jego nadawania. Czego nie robi się dla kobiety…

A mój strzelec Filip Matuszny przeżył wojnę, choć jeszcze długo po jej zakończeniu nie mógł wrócić do ojczyzny. Zmarł wiele lat temu. Ale pozostaje żywa pamięć i rodzina, która przekazuje ją kolejnym pokoleniom.