Byłem w Krasiczynie. Z dzieciństwa pamiętam Pana Ryczana, który był lokajem Bobreckich Sapiehów, służąc im także wówczas gdy odwiedzali krasiczyńskie gniazdo.
Książeczkę od niego pożyczoną o Krasiczynie pamiętam. W brązowej okładce że szkicem zamku.
Bywałem w Krasiczynie niebawem po upadku Komuny. Ruina: dziurawy płot, dechy w pustych oczodołach okien, chwasty po pas.
Byłem w Krasiczynie teraz: odbudowany, zakonserwowany, czarujący. Cztery baszty – Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka – połączone jak kropki kreską murów. Dookoła fosa, z boku staw i cudny park. A w nim, w obfitości drzew, kilka dębów i lip z kamiennymi tabliczkami u stóp. Na tabliczkach imiona – Pawełek, Marysia, Władysław – i daty urodzenia. Gdy u Sapiehów urodził się synek sadzili dąb, gdy córeczka – lipę.
Lipa osłania cieniem, pachnie i słodzi miodnym kwieciem, liście ma do rany przyłóż – piękna kobieta. Dąb mocarny, stoi prosto jak rycerz, odważnie czoła stawia wichurom i burzom – ideał mężczyzny.
Lipa i dąb – pańskie są. Chłopstwo chudsze drzewa sądziło dzieciom. Kaziuk z „Konopielki” Redlińskiego tak synowi tłumaczy:
…tego dnia, co ja urodził sie, babka urwali gałonzke ze swojego klonu, tego, co u Mazurow przy stodole, i wsadzili koło węgła. Nu i przyjoł sie, i rośnie ze mno. A jakby Nie Daj Boże kto jego ścioł, to i mnie podetnie! I mówie chłopcewi, że on też ma brata, ten klonik za stodoło to jego rówieśnik. Dziwi sie: To wszystkie drzewa przy domach to braty?Prawie wszystkie. I w lesie też nie możno ścinać: nie wiadomo, kogo sie ścina.To jakby drzewow nie ścinać, ludzie nie umieralib? Nie umieralib. To czemu ścinajo? A czym majo zimo w piecach palić? Gotować, grzać trzeba, trzeba i ścinać, i to nie grzech. Ale bez potrzeby ściąć abo pokaleczyć, o, grzech straszny!
Tak się w XXI wieku pańskie i chłopskie drogi schodzą i u podnóża drzew Krasiczyn z „Konopielką” splatają.