Mam rower szosowy, rozwija prędkości, nie nadaje się na ścieżkę.
Kręta ulica w Bielsku-Białej u podnóża Dębowca, wąska, pod górę – w tym mieście trudno o kawałek wypoziomowanego terenu. Przede mną dwa samochody. Wleczemy się tak, że biegów brakuje w przekładni. Z powodu? Przed nami kołysząc się z boku na bok wytrwale naciska pedały kolarzówki starszy jegomość w kolorowych trykotach. Nie sposób go ominąć, bo wąsko, podwójna ciągła linia i ruch aut w obie strony. Zalewa mnie wszystko, co może zalać i trafiać to, co może trafić. Dlaczego? Bo tuż obok jest chyba najszersza w mieście ścieżka rowerowa. Ile rowerów porusza się po niej? W tej chwili – jak okiem sięgnąć – ani jeden. Ani – kurde – jeden! Ale nasz dzielny cyklista musi nie po ścieżce, tylko tam gdzie samochody, tak jakby na ścieżce rowerowej redyk się dokonywał albo jakiś kondukt pogrzebowy człapał. Ale tam nie ma żywego ducha, nieżywego też. Więc o co – pytam – kaman?
Kiedyś w poście na podobny temat widziałem wylew komentarzy w rodzaju: bo mam rower szosowy, rozwija prędkości, nie nadaje się na ścieżkę. Przepraszam bardzo: ja mam – nie chwaląc się – bardzo dobry samochód na eF . On lekko setkę wyciąga, a jak go jeszcze trochę przycisnąć z górki, to nawet złoty dwadzieścia pokaże na liczniku. I też mogę się tłumaczyć, że po mieście nie będę się wlókł pinsiąt na godzinę, bo mam szybkie auto. I to jest nawet logiczne tłumaczenie, tyle że głupie i kosztowne, tudzież zagrażające życiu i zdrowiu.
Czego się czepiam? Bo ja tego nie lubię. Sam poruszam się nie tylko samochodem ale też sporo jeżdżę na rowerze (a właściwie na rowerach, mam więcej niż jeden i też jakiś szybki w stadzie się znajdzie). Wiem, jak kierowca patrzy na rowerzystę i rowerzysta na kierowcę. I tli się we mnie przynajmniej iskierka poczucia komunikacyjnej przyzwoitości, pobudzającej do wzajemnego szacunku i myślenia nie tylko o końcu własnego nosa czy o swoich czterech literach. I – wierzcie mi lub nie – ale jeszcze nigdy korona z głowy mi nie spadła z tego powodu, że podniosłem za kimś śmiecia, że młodszemu pierwszy powiedziałem dzień dobry i że rowerem jechałem po ścieżce – jak sama nazwa wskazuje – rowerowej. Może także dlatego, że na rowerze raczej w kasku jeżdżę niż w koronie…
[foto z sieci, bo przecież nie będę robił zdjęć, gdy jadę samochodem i się denerwuję]