Dziś na ambonie wyzwałem kolegę Leszka na pojedynek. Sam wybrałem oręż: zażądałem mianowicie potyczki na fantastyczne historie.
Ja na początek opowiedziałem legendę o Kukanii, zwanej też Szlarafią. Pochodzi z połowy XIII wieku. Opowiada o człowieku, który spowiadając się u samego papieża, za pokutę miał odbyć wielką wędrówkę, w czasie której dotarł do niezwykłej krainy. Jej mieszkańcy chodzą w jedwabiach i dzięki wodzie z miejscowego źródła są zawsze młodzi. Im więcej śpią, tym są bogatsi. Pieniądze zalegają w workach na każdym kroku. Nikt ich i tak nie bierze, bo nie są potrzebne. Wszystko jest za darmo. Na ulicach stoją stoły uginające się od jadła, domu mają ściany z ciast i mięs, pola pełne zboża grodzi się płotem z kiełbasy, w miesiącu jest sześć niedziel, w ciągu roku – cztery Wielkanoce, Boże Narodzenia, Karnawały, winobrania i żniwa. Dwa razy w tygodniu pada z nieba deszcz kiszek. Pości się raz na… dwadzieścia lat.
I mówię, że poniekąd pretekstem do powstania tej legendy jest to, czego doznali Izraelici na pustyni: wieczór nałapali przepiórek, rano nazbierali manny – żyć, nie umierać! Kukania! Szlarafia! W Ewangelii tydzień temu też słyszeliśmy opowieść o tłumach nakarmionych cudownie rozmnożonym chlebem. Jednak te tłumy przychodzą do Jezusa i pytają: co mamy robić, żeby wypełnić zamiar Boży? To znaczy, że Bóg nie zamierzył, żeby „pieczone gołąbki same leciały do gąbki”. Zwierzętom hodowlanym sypie i wkłada się paszę do miski, koryta czy żłobu. One są z tego nawet zadowolone. Człowieka to męczy – kto był na wczasach w opcji „all inclusive” wie, że po nich – na swój sposób – trzeba odpocząć.
Kolega Leszek podjął rękawicę i zaszermował streszczeniem powieści Jewgienija Zamiatina „My”. Jej bohater nazywa się D-503. Bo wszyscy bohaterowie żyją tam w Państwie, mieszkają w szklanych domach, rezygnują z wolności żeby być szczęśliwymi, nie ma już „ja”, jest tylko „my”. Ów D-503, na skutek różnych perypetii i przeżyć zaczyna stawiać pytania, poddawać w wątpliwość status quo. Jest mu źle. Kiedy udaje się po pomoc do wielkiego Naprawiciela, ten stawia diagnozę: dotknęła cię zaraza, straszliwa choroba, pandemia – obudziła się w tobie dusza. Na chorobę obudzonej duszy jest tylko jedno lekarstwo: D-503 trzeba amputować wyobraźnię…
Leszek nie byłby sobą, gdyby do rosyjskiego literata, na którym potem będą się wzorować Orwell i Huxley nie dorzucić jeszcze poczciwca Kanta, stawiającego trzy zasadnicze pytania: co mogę wiedzieć? jaka czeka mnie przyszłość (czyli w co mogę wierzyć)? oraz co mogę zrobić? – to ostatnie takie samo, jak w dzisiejszej Ewangelii.
Dobra, niech będzie remis w tym pojedynku, choć przecież wiadomo, że w Kukanii lepiej żyje się, niż w Państwie, a w każdym razie syciej i dostatniej. Ale zgodnie doszliśmy do wniosku, że brak zajęcia odczłowiecza człowieka. Dla pełni bycia człowiekiem trzeba coś robić. Do tego, żeby COŚ robić, pobudza człowieka głód i pragnienie („czego to ludzie z głodu nie wymyślą?” – choć należy ów motyw traktować szeroko i nie tylko dosłownie). O tym JAK robić decyduje wyobraźnia (JPII mówi o „wyobraźni miłosierdzia”). A na pytanie PO CO co coś robić, pozostaje odpowiedź: żeby być szczęśliwym. Bo do pełni szczęścia pełny brzuch nie wystarcza. Taki jest człowiek.
[Obrazek – Peter Breugel – „Das Schlaraffenland” czyli Szlarafia, Kukania albo Kraina Lenistwa]