Szykuję mamie obiad. Na ekranie telewizyjnym przesuwa się pasek z rocznicą Powstania w Getcie.
– Miałam koleżankę Żydówkę – mama zaczyna. – Nasze podwórka się łączyły. Nie było płotów. Jakie ona miała piękne włosy: czarne, kręcone. Grywałyśmy w klasy. Kiedy przyszli Niemcy jej rodzina uciekła. Nie wiem czy przeżyła. W domu została tylko przykuta do łóżka staruszka. Tata zrobił specjalnie małe drzwi i mama codziennie podawała jej talerz zupy. A potem zaczął się niemiecki pogrom. Jeden chłopak żydowski uciekał przez nasze podwórka. Kule dosięgły go gdy próbował przeskoczyć przez płot. Jego ciało zwisało bezwładnie ma tym płocie do wieczora. Uciekłam na strych. Przez okienko widziałam jak Niemiec wywlókł z domu po drugiej ulicy młodą kobietę. To była córka Selera. Mieli sklep, w którym pachniało naftą i śledziami. Była w ciąży. Niemiec wlókł ją za włosy. Płakała. Zaciągnął ją w przechód między sklepem i piekarnią. Popchnął w pokrzywy. Upadła. Wycelował pistolet w głowę i wystrzelił. Pozostałych zapędzili na cmentarz. Kazali im wykopać dół. Słychać było strzały…
Telewizyjnym paskom zdarza się rozdrapywać rany.
[Foto zrobiłem w 2015 roku podczas stażu w Yad Vashem. To pomnik Powstania w Getcie]