O płaszczu tak samo ważnym, jak jego właściciel.
Taka ładna legenda: rzymski legionista Marcin (tata nadał mu imię na cześć boga wojny Marsa), napotkał raz zziębniętego żebraka. Chcą zaradzić jego niedoli dobył miecz i rozciął nim na pół swój żołnierski płaszcz, jedną jego część dając nieszczęśnikowi. W nocy Marcinowi przyśnił się Chrystus, ubrany w połówkę wojskowego płaszcza. Dlaczego dał tylko połowę? Dał swoją część. Rzymski legionista pokrywał połowę ceny swojego wyposażenia, uzbrojenia i stroju. Drugą połowę finansowała mu armia.
Potem Marcin przyjął chrzest. Porzucił wojaczkę (wówczas uważano, że służba wojskowa nie jest dla chrześcijan), piął się po szczeblach kościelnej kariery, aż zdobył tron biskupa galijskiego Tours. Tutaj p śmierci zbudowano niewielki kościołek, w którym przechowywano słynne okrycie Marcina. Płaszcz po łacinie, to cappe, po francusku – chappe – więc kościółek zaczęto nazywać „Capella”. Stąd wzięła się nasza „kaplica”, „Kapelan” a później „kapłan”, ale także „kapela” i „kapelmistrz”.
W Poznaniu znajduje się bodaj jedyna na świecie ulica, która nazywa się „Święty Marcin” (nie „Św. Marcina”!).
Ilustracja, to obraz El Greca z 1599 roku – Święty Marcin.