11 listopada: „Paderewskie” skojarzenia

11 listopada mógłby się pewnie nazywać także narodowym dniem Piłsudskiego. Tymczasem dla mnie Święto Niepodległości ma twarz okoloną burzą rozwianych, jasnorudych włosów – twarz Ignacego Jana Mistrza Paderewskiego.

W 1919 roku, jako premier i minister spraw zagranicznych wszedł w skład polskiej delegacji na konferencję pokojową w Wersalu. Gdy przedstawiono go premierowi Francji Georgowi Clemenceau, ów zapytał czy przypadkiem nie jest krewnym słynnego pianisty.
– To ja we własnej osobie – odparł z uśmiechem mistrz Ignacy. Premier Francji skwitował krótko:
– Mój Boże, przecież to skandal: że tak wielki artysta upadł tak nisko, by zostać politykiem…

Nie szło Paderewskiemu z Francuzami najlepiej. Po koncercie w Paryżu wydano bankiet na jego cześć. Któryś z miejscowych muzyków zaproponował mistrzowi kieliszek mocnej wódki.
– Dziękuję, nie piję – odmówił pianista.
– Niemożliwe – zdziwił się Francuz. – Przecież wszyscy Polacy piją. U nas funkcjonuje nawet taki stereotyp: pijany jak Polak, haha!
– Proszę się nie przejmować stereotypami – uciął Paderewski. – U nas w Polsce na przykład funkcjonuje taki stereotyp: kulturalny jak Francuz…

Z kolei po koncercie w Berlinie mistrz czekał na fiakra. Gdy wreszcie podjechał, Paderewski otworzył drzwiczki i postawił stopę na schodku. W tej chwili fiakier zapytał:
– Dokąd zawieźć szanownego pana?
Przechodzący akurat jegomość w cylindrze i z laseczką omiótł wzrokiem bujną fryzurę mistrza i rzucił w stronę fiakra:
– W pierwszej kolejności do fryzjera!
Ubodło to Paderewskiego bardzo. Nie zaripostował. Ale już nigdy więcej nie przyjechał do Berlina koncertować.

Tak naprawdę kochał zapewne Stany Zjednoczone. Po raz pierwszy koncertował tutaj w wieku 30 lat. Znał osobiście aż sześciu kolejnych prezydentów. Zabiegał u nich o pomoc dla ojczyzny nie tylko po zakończeniu pierwszej ale i podczas drugiej wojny światowej. Tam za oceanem dobiegło kresu jego wyjątkowe życie. W Stanach pozostało serce mistrza. Ciało na początku lat 90. sprowadzono do polski i złożono w krypcie warszawskiej katedry św. Jana tuż obok Henryka Sienkiewicza.