Nie mam telewizji. Ale w internetach czytam, że jakieś debaty się odbywają. I oburzenie z powodu tego, kto w nich uczestniczy oraz kogo brakuje. Więc mnie się taki stary dowcip żydowski przypomniał:
Jeden zacny rabin jechał na spotkanie do kolejnego małego miasteczka. Nużyły go już te wyprawy, więc tym razem wpadł na pomysł: tuż przed rogatkami mieściny zamienił się na miejsce i ubiór ze swoim woźnicą. Gdy wóz, którym jechali zatrzymał się przed miejscową synagogą woźnica udający rabina wszedł do środka. Zaraz obstąpili go starsi gminy i na dzień dobry zadali mu jakiś trudny problem talmudyczny do rozstrzygnięcia.
– I według was to trudna kwestia? – udał zdziwionego. – To jest tak proste zagadnienie, że nawet mój woźnica potrafi je rozstrzygnąć!
I wyszli przed synagogę, a rabin przebrany za woźnicę błyskotliwie rzecz całą wyjaśnił.
I tak mi przyszło do głowy, że z tymi debatami i kto w nich uczestniczy jest podobnie…
[Foto z domeny publicznej]