Kilka myśli na Popielec i pierwsze dni Wielkiego Postu.
Środa popielcowa
Mt 6,1-6.16-18 Jezus powiedział do swoich uczniów: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Tę anegdotę opowiadają o wielu wielkich, z samym Napoleonem na czele:
Zbudziła go w środku nocy przemożna ochota, by zapalić cygaro. Pudełko z nimi leżało na stole w sąsiedniej komnacie. Co zrobić?
– Jeśli wstanę i pójdę po cygaro, i zapalę je, to dam dowód swojej słabości dla palenia cygar. Jeśli nie wstanę i nie pójdę po cygaro, to dam dowód swojej słabości dla snu i wygodnego łóżka…
Po długiej chwili dywagacji godnych najtęższego filozofa wreszcie wstał i poszedł do sąsiedniej komnaty, by udowodnić po raz pierwszy siłę swojej woli. Następnie wyjął z pudełka cygaro poobracał je w palcach i odłożył na swoje miejsce, nie zapaliwszy go, by po raz drugi udowodnić siłę swojej woli. Co ciekawe – przed nikim więcej, prócz samego siebie.
Żydzi często pościli w różnych intencjach. Faryzeusze nakazywali post w poniedziałki i czwartki. Poszczono poza tym w Dniu Pojednania. Post polegał na powstrzymaniu się od jedzenia oraz na zewnętrznych znakach: pokutnej szacie, włosach w nieładzie i siadaniu w prochu ziemi.
Żydzi często się modlili – wspólnie i samotnie, w określonych porach i na skutek spontanicznych odruchów serca.
Żydzi często dawali jałmużnę. To ona zastępowała system ubezpieczeń społecznych. Skarbona świątyni, ta, do której uboga wdowa wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz, służyła właśnie zbiórce jałmużny do wspierania ubogich. Ofiary wrzucano do niej przez specjalnie wygiętą w kształcie trąby rurę – kto o tym wie, rozumie Jezusowe wezwanie do „nietrąbienia” przy dawaniu jałmużny.
Jezus nie gani postu, modlitwy ani jałmużny. On gani złe intencje – Bóg zna je, „widząc w ukryciu”. Obłudniku – mówi do tych, którzy nimi się kierują. Obłudnik oznacza tego, który pokazuje się bliźnim jako ktoś inny, niż jest faktycznie.
Liczą się tylko dobre intencje. Modlitwa, post i jałmużna mają tylko wtedy sens i wartość, jeśli czynione są nie po to, by pokazać się innym, ale jako świadectwo miłości.
Moja rada co do postu: Najpierw odpowiedz sobie na pytanie: po co pościsz? Jeżeli tylko po to, by wytrenować silną wolę, twój post nie jest modlitwą, ale jogą. Jeżeli po to tylko, by zadość uczynić przepisom kościelnym, jesteś tchórze. Jeżeli na pokaz – obłudnikiem. Wiesz po co pościli pierwsi chrześcijanie? Zaskoczę cię: by mniej pieniędzy wydać na jedzenie, a to, co się uda w ten sposób zaoszczędzić, przeznaczyć na jałmużnę. Spróbuj nie tyle nie jeść mięsa czy słodyczy, nie pić kawy czy alkoholu, nie palić papierosów – żeby coś sobie lub komuś udowodnić. Spróbuj policzyć ile pieniędzy zaoszczędzisz na poście i daj je biednym. Wtedy twój post będzie miał sens.
Czwartek po Popielcu
Łk 9,22-25 Jezus powiedział do swoich uczniów: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?
Ksiądz staruszek opowiada:
– U początków mojej pracy chciałem naprawić, nawrócić i zbawić cały świat. Jakiś czas później doszedłem do przekonania, że dobrze byłoby zbawić choćby tych, wśród których przyszło mi pracować. Teraz jestem emerytem, dobiegającym kresu swych dni. I zależy mi na tym, żeby zbawić choćby tylko siebie.
Co za korzyść ma człowiek, który cały świat zyska, a siebie zatraci? Wiesz, ilu milionerów dogorywa w hospicjach i żadne pieniądze nie są w stanie im pomóc? Wiesz, ilu bogaczy w gruncie rzeczy cierpi na samotność? Wiesz?
Albo jeszcze inaczej: co ci z pieniędzy, domu, futra czy samochodu, kiedy zabraknie ci zdrowia, życzliwego człowieka obok, albo nawet najprostszej radości życia?
Zatrzymaj się. Wyłącz na chwilę telewizor, odejdź od komputera. Zostaw odkurzacz, pralkę i ogródek. Zrób sobie kawę w ulubionym kubku. Usiądź w swoim wygniecionym fotelu. Znajdź parę minut dla siebie. Po co? Żeby odpocząć, odsapnąć? To za mało. Żeby się przejść „po sobie” jak po lesie, pomyśleć, zbilansować, podliczyć: co zyskujesz, a co tracisz.
Piątek po Popielcu
Mt 9,14-15 Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? Jezus im rzekł: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.
Gdzieś na Atlantyku wymiana zdań w eterze:
– Zmieńcie kurs, bo się zderzymy!
– Przykro nam, ale to wy musicie zmienić kurs.
– Od wydawania rozkazów to my tu jesteśmy. Więc natychmiast zmieńcie kurs! Jasne?
– Niestety, to niemożliwe.
– Po raz ostatni przekazuję rozkaz: w celu uniknięcie kolizji zmieńcie kurs! Musicie się podporządkować. Jesteśmy wszak okrętem flagowym naszej królewskiej marynarki!
– A my jesteśmy latarnią morską…
Uczniowie Jana: myśleli, że wszyscy powinni postępować tak, jak oni. Pościli wiele, więcej pewnie, niż faryzeusze, którzy czynili to dwa razy w tygodniu. Dlatego pytają Jezusa: dlaczego my dużo pościmy, a Twoi uczniowie nie? Ładnie, kulturalnie pytają, więc Jezus też ładnie odpowiada: bo czas ich przebywania ze mną, jest czasem wesela.
Mam pytanie: czy i dla Ciebie czas przebywania z Jezusem, to czas wesela? Czy wstajesz od modlitwy rozpromieniony? Czy wychodzisz z kościoła uśmiechnięty, lepiej nastawiony do życia, świata i ludzi? Właśnie – nastawiony do ludzi. Być dobrze nastawionym do ludzi oznacza po prostu czasami umieć zmienić kurs, zejść z drogi, zrobić unik. Gdybyś potrafił choć czasem ustąpić, na twoje relacje z ludźmi zapewne spłynęłoby więcej pokoju.
Sobota po Popielcu
Łk 5,27-32 Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: Pójdź za Mną. On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.
Pewien człowiek wpadł do głębokiego dołu, z którego nie był w stanie wyjść o własnych siłach. Przechodził tędy Konfucjusz. Przystanął, pochylił się nad dołem i powiedział:
– Spróbuj pogodzić się ze swoim losem. Będzie ci lżej.
Jakiś czas później pojawił się Mahomet.
– Widać zasłużyłeś sobie na to, żeby tutaj siedzieć – zawyrokował.
Do dołu z uwięzionym człowiekiem dotarł też Budda. Przyklęknął, wyciągną rękę i krzyknął:
– Jeśli dosięgniesz mojej dłoni, pomogę ci się stąd wydostać.
Człowiek podskakiwał, wyciągał się, sapał i krzyczał na przemian, lecz dłoni Buddy nie sięgnął, więc ten poszedł dalej w swoją stronę. Wreszcie nad uwięzionym pojawił sie Chrystus. Nie powiedział nic, albo powiedział, ale bardzo cicho. Wskoczył do dołu, zgiął grzbiet, podźwignął człowieka i wywindował na brzeg dołu, dając wolność. Potem, z jego pomocą, sam się wydostał na powierzchnię.
Wielu przechodziło mimo komory celnej Lewiego. Prawie wszyscy odwracali wzrok z pogardą. Dlaczego? Rzymianie, którzy władali wówczas także i tą cząstką świata, organizowali coś w rodzaju przetargu na pobieranie podatków na danym obszarze. Chodziło o opłaty od handlu, przejścia, przewozu towarów i całego mnóstwa innych rzeczy. Przetargi wygrywali bogaci obcokrajowcy – poganie, którzy spośród miejscowej ludności zatrudniali poborców. Ci z kolei – celnicy, jak nazywa ich Ewangelia – byli w pogardzie najpierw dlatego, że jako Żydzi służyli poganom, koniec końców także okupantowi, po drugie system podatkowy sprzyjał nadużyciom, które ciemiężyły zwykłego obywatela i lawinowo nabijały kasę poborców. Rzym nie zwracał na to uwagi, jeśli tylko sam otrzymywał to, czego żądał.
Tak więc wielu przechodziło mimo komory celnej Lewiego. Prawie wszyscy odwracali wzrok z pogardą. Kto musiał – płacił. Tylko dzieci mijały ją obojętnie. Aż przyszedł Jezus – lekarz tych, którzy się źle mają. Powołał Lewiego, to znaczy: wyciągnął go z dołu pogardy i uczynił kimś na prawdę użytecznym – apostołem.
Masz doła… Siedzisz, rozpaczasz, cierpliwie znosisz pogardę albo nieszczere czyjeś współczucie… Potrzebujesz – jak Lewi – Jezusa. Koniec. Kropka. Oto cała recepta na twojego „doła”.