Gdyby ta historia zdarzyła się dzisiaj, jej bohaterką byłaby dziewczynka z piątej klasy.
Agnieszka skończyła… 12 lat. Dziś byłaby zaledwie dzieckiem. Ale w tamtych czasach Rzymskie prawo zezwalało jej już na zawarcie małżeństwa. Więc chłopcy z sąsiedztwa – sami dobrze urodzeni, bo i ona pochodziła z zacnego rodu ruszyli w konkury. Jednak każdemu, gdy wracał do domu, odbijało się czarną polewką. Nie, żeby Agnieszce się nie podobali. Ale ona – jak chce opisujący jej męczeństwo pół wieku później św. Ambroży – postanowiła swoje życie poświęcić zupełnie Panu, czyli zrezygnować z małżeństwa w zupełności.
Chłopaki się troszkę zdenerwowali. Donieśli prefektowi Semproniuszowi, że Agnieszka jest chrześcijanka. A jak w sam raz cesarz Dioklecjan zarządził krótkie, co prawda, ale wyjątkowo krwawe prześladowanie uczniów Drogi.
Semproniusz sam chętnie teściem Agnieszki by został, bo akurat miał syna-kawalera na pozbyciu. Ale Agnieszka mu język pokazała, nadęła policzki i zapięła focha. Prefekt zagroził, że ją wyda na łaskę klientów domu raczej nie prywatnego. Ale to na niej nie zrobiło żadnego wrażenia. Więc kazał ją rozebrać do naga i tak, ku hańbie i zawstydzeniu, zawieść do domu uciech. Kiedy tylko Agnieszkę na ulicę wyprowadzono, w jednej chwili jej włosy stały się długie aż do stóp i okryły swoją bujnością jej dziewczęcą nagość. A jeśli któryś z mężów spojrzał na nią pożądliwie, zaraz zamierał porażony ślepotą. Nawet się to przytrafiło synowi Semproniusza. Ale Agnieszka w stronę Niebios westchnęła i chłopakowi wzrok wrócił. Co widząc – jego ojciec umył od sprawy ręce, jakiemuś innemu urzędnikowi sprawę Agnieszki przekazując. Ten skazał ją na śmierć przez spalenie na stosie, ale ułożone w pryzmę bierwiona nijak się ogniem zająć nie chciały. Aż jeden ze strażników dobył miecza i ugodził dziewczynkę w szyję, życie jej odbierając. To wszystko działo się na stadionie, który wypełnił się krwią męczennicy, co tak obficie z przebitej szyi tryskała. A świadkowie tego w owej krwi chustki na pamiątkę zanurzali, żeby wejść w posiadanie relikwii.
Tyle legenda. Zresztą twardych faktów o życiu i męczeństwie świętej Agnieszki w zasadzie nie ma, poza wspomnianym kazaniem św. Ambrożego oraz kościołem zbudowanym na miejscu jej męczeństwa przez Konstantynę – córkę cesarza Konstantyna Wielkiego, co to chrześcijaństwo wolnością obdarzył. Konstantyna osobiście ta budową się zajęła, bo – jak wieść gminna niesie – chorowała na trąd, a przyzywając wstawiennictwa świętej Agnieszki, jak starożytny Naaman łaski oczyszczenia w cudowny sposób doznała.
W niektórych krajach w wigilię – wieczór poprzedzający wspomnienie świętej Agnieszki – panny na wydaniu wróżby dotyczące zamążpójścia – jak u nas w Andrzejki – sobie urządzają. Bo jest Agnieszka patronką spraw matrymonialnych. Jej atrybutem jest baranek, bo łacińska Agnes kojarzy się z agnus, czyli barankiem właśnie. Nawet w tym dniu w Rzymie baranki się poświęca, które potem zakonnice ostrzygą, a z ich wełny materiał na paliusze (te takie białe szarfy z czarnymi krzyżykami), które metropolici noszą – uprzędą i utkają.
Wyłowiłem z sieci kilka obrazków świętej Agnieszki. Pooglądajcie.