Na co można przeznaczyć zaoszczędzony czas?
Nasypało siła śniegu. Na dachu kościoła biała tafla zaczęła pękać i zsuwać ku krawędzi. Przyjechali strażacy i rozwiesili biało-czerwone taśmy, takie jak przy wypadku, żeby nikt nie przechodził w pobliżu, bo w każdej chwili lawina tego białego tałatajstwa może runąć. Żeby wydostać się z placu kościelnego trzeba nadłożyć całe 20, góra 30 metrów i skorzystać z sąsiedniej bramy.
Wychodzę rano z kościoła. A tu jakaś jejmość zasuwa między taśmami, centralnie jakby oś symetrii strefy zagrożenia chciała wydeptać. Nic brzydkiego nie mówię. Przecież jestę drzętelmenem. Tylko spokojnie pytam:
– Dlaczego pani tędy przechodzi? Tu niebezpiecznie jest…
– Ale ślady są, już ktoś tędy przechodził.
– Pojutrze jest jego pogrzeb – mam już na końcu języka. Ale się powstrzymuję, bo to nieprawda. – Pan Jezus mówi: „…ale uczynków ich nie naśladujcie” (Mt 23,3) – strzelam do pani z Ewangelii.
– Przynajmniej czasu trochę zaoszczędziłam – hazardzistka nie daje za wygraną.
– I na co ten czas pani przeznaczy? – pytam filozoficznie, lecz już bez odbioru, bo jejmość się oddalić raczyła.
Muszę porozmawiać ze strażakami. Może by tam jeszcze jakiegoś groźnego psa zainstalować? Albo chłopa z lagą? A nie same taśmy?