Opłatek

Przy wigilijnym stole zasiadają całe kompanie. Chociaż niekoniecznie chodzi o wojsko.

Dzielenie się chlebem praktykowali już starożytni chrześcijanie podczas Eucharystii – a więc, którą wówczas nie nazywano jeszcze „mszą”, ale „łamaniem chleba”. Każdy z uczestników przynosił chleb i wkładał do koszyka. Kapłan zabierał tylko symbolicznie kilka małych, okrągłych bochenków i podczas liturgii konsekrował je, to znaczy dokonywał mistycznej przemiany w Ciało Pańskie. Ten konsekrowany chleb spożywał i rozdawał zebranym jako Komunię świętą. Pozostałe, nie użyte podczas liturgii bochenki, na zakończenie błogosławił – tak, jak dzisiaj w Wielką Sobotę koszyczki wielkanocne. Uczestnicy spotkania, już po Mszy świętej, zwyczajnie je zjadali oraz zanosili tym, którzy pozostali w domu. Z czasem jakość przeszła w ilość, wtajemniczenie nie było już tak głębokie i wierni zaczęli nie odróżniać chleba konsekrowanego – Ciała Pańskiego – od chleba pobłogosławionego. W konsekwencji gdzie około X wieku od praktyki błogosławienia chleba po Eucharystii odstąpiono.

Ślicznie nazywał się ten chleb z języka greckiego: „eulogia”. Dosłownie znaczy to tyle, co „błogosławieństwo”. Ale termin pochodzi od dwóch słów: „eu” – co znaczy „dobre” i „logos” – czyli „słowo”. Eulogia, to „dobre słowo”. I dlatego aż nieco szkoda, że opłatek nie nazywa się „eulogia”, po podczas dzielenia się nim przy wigilijnym stole padają same dobre słowa. Zresztą nasze „błogosławieństwo” ma podobne znaczenie: „błogo” znaczy „wyjątkowo dobrze”, a „sławić” pochodzi od „słowa” i oznacza rozgłaszanie czegoś, nagłaśnianie.

Skoro jesteśmy przy słowach, dodajmy jeszcze, że nasz „opłatek” pochodzi od łacińskiego „oblatio”, co znaczy „ofiara” (w sensie, że taka składana Bogu).

Kto odświeżył praktykę dzielenia się chlebem przy wigilijnym stole, który natenczas staje się domowym ołtarzem (biały obrus, świece, Biblia) – nie wiadomo. Przypuszcza się, że nastąpiło to w późnym Średniowieczu gdzieś w Europie Środkowej. Zwyczaj tej, najmocniej zakorzeniony w Polsce, jest znany także w Litwie, Białorusi, Ukrainie, Słowacji i w Czechach, tudzież pojawia się także sporadycznie we… Włoszech.

Dzielenie się chlebem oznacza jedność, zgodę, życzliwość. Ludzie, których łączy chleb, mają z sobą wiele wspólnego. „Jeść chleb” w języku symboliki biblijnej oznacza po prostu przeżywanie swojego życia: „żyć”, „cieszyć się życiem”. Dlatego ewangelijna prośba „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” nie jest prymitywnym żebraniem o kęs strawy, ale głębokim wejściem namysłem nad sensem zwykłego, codziennego życia. W takim znaczeniu Paweł Pisze „aby pracując ze spokojem własny chleb jedli” (2 Tes 3,12). „Dzielić z kimś chleb” znaczy tyle, co „żyć z kimś”, razem iść przez życie, towarzyszyć komuś. I stąd pochodzi jeszcze inne słowo: kompania. Ma ono swoje źródło w łacińskim „cum”, które oznacza jakąś „wspólność” i „panis” – „chleb”. Kompania, to jakaś grupa ludzi, którzy dzielą wspólny chleb, jedzą z tego samego chleba. Określenie to trafiło to wojska, służy do nazwania grupy pielgrzymów albo opisuje czyjąś obecność i towarzystwo.

Opłatek jest bardzo blisko spokrewniony z żydowską macą. Receptura jest podobna: woda i mąka oraz pieczenie. Koszerna maca wymaga odpowiedniego pieczenia, natomiast opłatki piecze się po prostu na blasze – często z wyrytymi wzorami, tworzącymi ilustracje świąteczne – podgrzewanej ogniem, gazem, prądem – wszystko jedno. Dziś używa się głównie białych opłatków. Onegdaj częściej spotykało się barwione burakiem lub szpinakiem na różowo albo zielono. Te kolorowe opłatki po Wieczerzy zanoszono zwierzętom albo używano ich do wykonywania ozdób choinkowych (światów).

Dzielenie się opłatkiem nie tylko tworzy element rodzinnej Wigilii. Służy także do okołoświątecznych spotkań ludzi, których łączy praca, pasja albo inne jeszcze okoliczności. Fajnie, jeżeli opłatek na naszym stole pochodzi z parafii – jest znakiem więzi i wspólnoty, które – nie oszukujmy się – w zasadzie totalnie umarło. W kościołach pojawiają się groźne albo rozpaczliwe nawoływania, żeby nie kupować opłatków w sklepach. Ale w gruncie rzeczy opłatek sklepowy wygląda i smakuje identycznie, jak parafialny i dlatego niektórym nie robi różnicy. Trochę szkoda. Ale też powiedzmy sobie szczerze: czy ktoś słyszał katechezę albo kazanie, podnoszące szerokie spektrum symboliki kruchego kawałka chleba?