Znów ktoś do mnie napisał z apelem o podpisanie protestu wobec jakiegoś filmu czy spektaklu, który obraża Pana Boga.
Po pierwsze – myślę sobie – czy Pana Boga można obrazić? Czy ziarno pyłu jest w stanie obrazić Himalaje? Można Go zasmucić swoją złośliwością albo rozbawić tupetem. Można nawet zdenerwować swoją głupotą, choć tego akurat nie jestem pewien ze wzgledu ba Jego miłosierdzie. Ale obrazić?
Po drugie – myślę sobie – czy Pana Boga można obronić? Czy szprotka może obronić wieloryba? Czy Pan Bóg potrzebuje, żeby Go bronić? Można o Niego się spierać, kłócić, nawet prowadzić wojny… Więcej z tego szkody, niż pożytku.
Najbardziej – jako obrońca Pana Boga – zaimponował mi ksiądz Jan Twardowski. Jakiś ubek kiedyś go nagabywał, że taki błyskotliwy, inteligentny, że świetny poeta, więc po co mu te dwie literki „ks” przed nazwiskiem?
– Przecież i tak wiadomo, że Pana Boga nie ma -argumentował.
– Mówi Pan, że Go nie ma? – zamyślił się ksiądz Twardowski. – To dziwne, bo jeszcze rano z Nim rozmawiałem…