Dużo fioletu, trochę błękitu i odrobina różu – to liturgiczne barwy Adwentu, który za oknem bywa szaro-bury albo, przy odrobinie szczęścia, śnieżnobiały.
Fiolet można uznać za odpowiednik starożytnej purpury. Posługiwali się nią jedynie starożytni władcy, używano jej także w kulcie, również biblijnym. Używanie jej poza tymi przypadkami było karane śmiercią. W zasadzie niepotrzebnie, bo i tak na prawdziwą purpurę nikogo nie było stać. Barwnik ten był straszliwie drogi. Zasadniczą substancję barwiącą pozyskiwano ze ślimaków morskich, szczególnie obficie występujących na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego, zwłaszcza w okolicach Tyru w obecnym Libanie. Stąd najsłynniejszą była purpura tyreńska. I to nie polegało na tym, że się nazbierało ślimaków, wrzuciło do gara i ugotowało. Nie, nie. Trzeba było każdego jednego dziada wziąć w palce i jakoś go tam zestresować czy podrażnić. On wtedy wydzielał substancję obronną, która stanowiła podstawę produkcji barwnika. Niektóre źródła podają, że dla uzyskania jednego grama barwnika trzeba było zdenerwować nawet… 10 tysięcy ślimaków. Ten ich nerwowy śluz mieszało się następnie z… uryną. Więc robota była podła, dlatego taka droga, a szaty później straszliwie śmierdziały. Na szczęście, w przeciwieństwie do innych barwników, purpura na słońcu nie tylko nie płowiała, ale jeszcze pogłębiała swój odcień. W ogóle wyglądało to tak, że kawałek płótna moczyło się w niemal bezbarwnym roztworze barwnika, potem wystawiało się ją na słońce i tam z czasem płótno nabierało barwy. Jej odcień był nieprzewidywalny. Uważano, że najpiękniejsza, królewska purpura to taka, która odcieniem przypomina skrzepłą krew. Ale odcienie mogły przechodzić od barwy niemal brunatnej, przez krwistoczerwoną, fiolet, kolor liliowy aż po róż.
Rzymski cesarz nosił przy szczególnych okazjach (nie zawsze, wiadomo – ten smród) szaty purpurowe. Ważne osobistości nosili natomiast – jako znak swojej pozycji i władzy – „clavi” – podłużne pasy od ramion do dołu. Stąd prawdopodobnie chrześcijaństwo wzięło pomysł stuły, którą kapłani wkładają podczas sprawowania czynności liturgicznych.
Dlaczego fiolet dominuje w Adwencie? Powszechnie tłumaczy się, że z tego powodu, iż jest kolorem pokuty. To tłumaczenie jest trochę słabe. W każdym razie dużo późniejsze. W czasach starożytnych znakiem pokuty był raczej bury, siermiężny wór z otworami na głowę i kończyny. Na fiolet raczej żaden pokutnik nie mógł sobie pozwolić. Symbolika tego koloru sięga głębiej.
Purpura / fiolet jest symbolem królewskości Chrystusa – pamiętamy purpurowy płaszcz, którym na pośmiewisko okryli Go żołnierze po biczowaniu. Fiolet to połączenie dwóch barw podstawowych – niebieskiej i czerwonej. Niebieska jest znakiem tego, co pochodzi z nieba: bóstwa. Czerwona, kojarzona z barwą krwi, odnosi się do cielesności, do człowieczeństwa. Dwukrotnie w ciągu roku w sposób szczególny uświadamiamy sobie, że Chrystus – to Bóg i Człowiek: w Adwencie przygotowującym nas na Święta Wcielenia Boga i w Wielkim Poście, gdy Bóg przelewa dla naszego odkupienia swoją Krew. Z tego powodu, na znak doświadczenia połączenia w Chrystusie bóstwa i człowieczeństwa, właśnie w Adwencie i w Poście dominuje w liturgii kolor fioletowy.
Gdyby do fioletu dodać nieco bieli, fiolet się zaróżowi. Biel oznacza czystość, niewinność, szczęście i radość (w przeciwieństwie do żałobnej czerni). Więc i szaty liturgiczne różowieją w niedziele radości – „Gaudete” w Adwencie i „Letare” w Poście – obchodzone po półmetku, po przesileniu czasu niepewności i oczekiwania.
Podczas adwentowych Rorat pojawia się jeszcze błękit z bielą: błękitną wstążką zdobi się świecę roratnią, a Mszę odprawia się w białych szatach. To zestawienie oznacza niewinność oddaną sprawom nieba albo – mówiąc inaczej – całkowite poświęcenie siebie. Niemal od zawsze błękit i biel kojarzą się z Bogurodzicą i taki jest też wydźwięk tych dwóch barw w Adwencie – w czasie, w którym oczy wiernych utkwione są w tej, z której ma się narodzić Bóg-Człowiek.
Na marginesie: purpura przetrwała w Kościele w kolorze strojów biskupów i kardynałów. I wcale nie z powodu sprawowania władzy, choć jej także te godności dotyczą. Symbolika kolorów, w jakich noszą się purpuraci jest dziś mało znana, a najlepiej wyraża ją obrzęd wręczenia przez papieża kapeluszy kardynalskich. Papież mówi wówczas: „…przyjmij ten czerwony kapelusz, oznakę władzy kardynalskiej, niech będzie on znakiem, że (…) musisz okazać się nieustraszonym aż do przelania krwi”. A zatem tajemnica krwi przelanej dla spraw nieba także tkwi w adwentowych barwach.