Trawiła się w żołądku w zupełności, nie pozostawiając żadnych odpadów, niczego co organizm musiałby wydalić.
Ktoś mnie spytał, co za szmoncesy opowiadałem tym razem na kazaniu. To mu mówię, że o mannie z nieba, że takie dziwne jedzenie na pustyni, bez kupowania, bez płacenia. I dla ilustracji zmuszony byłem opowiedzieć następującą anegdotę.
Małomiasteczkowy cheder, czyli szkoła dla żydowskich chłopców między trzecim rokiem życia a bar micwą. Mełamed – to znaczy nauczyciel – opowiada:- Najwyższy troszczy się o każdego człowieka, nawet najmniejszego. Pewnego razu drwal poszedł do lasu rąbać drzewo. Kiedy na chwilę przestał machać siekierą, żeby zaczerpnąć tchu, wydało mu się, że słyszy płacz niemowlęcia. Zaczął się kręcić po okolicy, aż znalazł w borowinie zawiniątko, a w nim niemowlę. Pomyślał, że dziecko jest głodne i dlatego płacze. Więc odłożył siekierę, uniósł ramiona i zaczął się modlić, żeby Najwyższy zlitował się na tym dziecięciem. I co zrobił Najwyższy? Sprawił, że drwalowi wyrosła pierś pełna mleka, którym nakarmił niemowlę, a ono słodko zasnęło.- A nie byłoby prościej, żeby drwal znalazł sakiewkę z pieniędzmi, za które mógłby w wiosce wynająć mamkę dla dziecka? – przerwał mełamedowi mały Chaimek.- Oj, Chaimek, Chaimek – pokiwał głową mełamed. – Ty się jeszcze wiele musisz nauczyć. A zwłaszcza ty musisz nauczyć się myśleć. Pomyśl: jeżeli Najwyższy może za darmo sprawić, żeby drwalowi wyrosła pierś pełna mleka, to po co On ma bez sensu wyrzucać pieniądze na jakąś mamkę w wiosce?
Podobnie było z manną, którą Najwyższy karmił Izraelitów na pustyni. Oni nie musieli za nią płacić. Tylko ją sobie pozbierać Jeden omer na głowę na dzień – to jest tyle, co dwa litry i jeszcze szklanka. Na objętość to zbierali, bo skąd na pustyni wziąć wagę.A jeśli ktoś zachłanny był i zebrał więcej, to mu się w tej mannie robactwo zalęgło, zepsuła się, zaśmierdziała i trzeba ją było wyrzucić. Tylko przed szabatem trzeba było zebrać dwa omery, żeby w dzień święty nie zbierać. I dlatego Żydzi dziś robiąc zakupy na szabat mają dwa razy więcej pieniędzy wydać, niż na jedzenie w każdy inny dzień, żeby zjeść dwa razy więcej i dwa razy lepiej.
A manna smakowała każdemu, jak chciał. Dzieciom smakował jak miód, bo dzieci lubią słodkości. Zaś dorosłym smakowała jak ryba, albo mięso i warzywa, bo dorośli lubią zjeść konkretnie.Manna była pokarmem idealnym. Trawiła się w żołądku w zupełności, nie pozostawiając żadnych odpadów, niczego co organizm musiałby wydalić.
Manna, która pozostała na ziemi nie zebrana – bo zawsze Najwyższy zsyłał jej więcej, niż trzeba było – topniała w żarze słonecznym, jak żywica. Dlatego powiedziane jest, że była podobna do bdelium – wonnej żywicy, z której wytwarza się kadzidła – pachnące, gdy topią się w żarze ognia.
A stopiona słońcem manna, jak syrop spływała w dalsze rejony. Tam zlizywały ją zwierzęta. Poganie polowali na te zwierzęta i zjadając ich mięso, na swój sposób także spożywali mannę, wcześniej przez nie zlizaną, którą Najwyższy żywił cały świat.
Takie szmoncesy znów opowiadałem na ambonie. A nawet trochę więcej jeszcze innych rzeczy.