Gdym pacholęciem będąc bawił się chlebem, odrywając skórkę od reszty kromki, babcia nieboszczka groziła palcem: Nie rób Bartka z chleba!
– Bartek! – wołali na niego koledzy apostołowie, choć na pierwsze miał Natanael. Nic sobie z tego nie robił. Podreptał do Armenii, stanął przed posągiem bóstwa w największej świątyni i rozkazał diabłu, który w nim mieszkał, żeby wyrzekł imię prawdziwego Boga. A gdy ten powiedział – Jezus! – posąg legł w gruzach. I wszystkie figurki bożków w całym kraju też. Król Armenii, widząc to, natychmiast dał się ochrzcić. Zaś brat królewski trzymał stronę pogańskich kapłanów, którzy z zemsty pojmali Bartka, ukrzyżowali głową w dół, a następnie z pomocą ostrego noża odarli go ze skóry.
Jakaś litościwa kobiecina miejsca po zdartej skórze masłem smarowała, żeby Bartka mniej bolało. Więc i nasze prababki na świętego Bartłomieja masło ubijały, żeby nim pomazać oparzenia i rany wszelakie.
W tym czasie pradziadkowie zaczynali jesienne zasiewy. I szyszki chmielowe zbierali: piwko będzie się warzyć. A prababki masło utłukszy, ogórki zrywały ostatnie. Po potem gnojem tracą. Kiedy dzieciska pytały dlaczego, tłumaczyły, że Bartek w ogórki narobił…
Narobił, nie narobił – na świętego Bartka ostatni raz zażywano kąpieli. Bo potem woda już za zimna. Ale kto się w tym dniu okąpał w rzece lub w strumieniu, temu największy chłód zimowy szkody żadnej nie zrobił.
Bartka zwierz leśny nie lubi. Bo na świętego Bartłomieja otwiera się knieja. Charty w kniei harcują. Jeleń przez nimi ucieka. I zając. Kto żyw w lesie spokoju nie zazna. A jaskółki, niczym żaby, w wodę skaczą. W niej prześpią zimę. Na święty Wojciech sie obudzą, ale tylko tegoroczne dzieci. Ich rodzice już nie. Wszystko przemija.
Pada dziś od rana. Zima będzie ostra. Bo gdy Bartek pogodzę psuje, rychłe śniegi gotuje. I gdy na Bartka liść z drzewa opada, prędko zima bywa rada…Wszystkim Bartkom – imieninowe serdeczności.