Sobota 11 lipca

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą.

14. tydzień zwykły – sobota – Mt 10,24-33: Jezus powiedział do swoich apostołów: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy uczniowi, jeśli będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie jawnie, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.

Drzewa postanowiły wybrać spośród siebie króla. Jednak co rusz spotykały się z czyjąś odmową.
– Nie mogę, muszę dostarczać ludziom jagód na wino – oznajmiła winorośl.
– Nie mam czasu, wszystko, co robię, do rodzenie owoców do tłoczenia oliwy – orzekła oliwka.
Podobnie tłumaczyły się śliwa, grusza i jabłoń, a potem także dąb, świerk, sosna i modrzew. Wreszcie, kiedy sprawa wydawała się być już zupełnie beznadziejna, nieoczekiwanie władcą drzew zgodziła się zostać tarnina.
– Ale mam jeden warunek – powiedziała. – Musicie się wszystkie tak zniżyć, żebym mogła nad wami górować i osłonić was swoim cieniem.

Jesteś uczniem Jezusa. To On ma panować, nie ty. Nie zasłaniaj go, nie próbuj przerosnąć. Bo masz się przed ludźmi przyznać do Niego, nie do siebie.

Panie, poślij do mnie anioła. Niech upuści ze mnie trochę powietrza. Bym nie chodził ciągle na wdechu, z wciągniętym brzuchem i naprężoną piersią, by inni – widząc we mnie ucznia – poznali nie mnie, ale Mistrza.