Kto może uciszyć burzę strachu?
Mt 8,23-27: Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: „Panie, ratuj, giniemy!” A On im rzekł: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: „Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?”
Do psychiatry przyszedł mężczyzna po czterdziestce: smutny, przygarbiony, nerwowo rozglądający się na boki, po prosty chodzący kryzys.
– Żona mi się już nie podoba, dzieci dorastają i mnie nie szanują, a pracy ani awansu ani podwyżki. Żyć się nie chce.
– Musi się pan zrelaksować – poradził mu doktor. – Słyszałem, że dziś wieczorem w naszym domu kultury występuje znany kabareciarz. No wie pan: opowiada dowcipy, parodiuje, śpiewa kuplety i takie tam. Pójdzie pan, pośmieje się, zapomni i smutkach i wróci panu chęć do życia.
– Problem w tym, panie doktorze, że to ja jestem tym kabareciarzem.
Głupio tak być smutnym, kiedy ma się pocieszać innych. I strach się bać, kiedy – jak apostołowie – powinno się być przykładem odwagi. I nikt po ludzku nie może przymnożyć odwagi, żaden doktor, ni komik. Potrzeba samego Jezusa, by wyciągnął ręce i uciszył burzę strachu.
Panie, potrzebuję kryzysowego anioła. By mi wskazał ciebie wówczas, gdy będę przeżywał burzę strachu lub zniechęcenia. By mi wskazał Ciebie.