Przyjaciele i wrogowie.
Mt 5,43-48: Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak, będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.
Kapelana wezwano do łoża konającego króla celem uczynienia dyspozycji na ostatnią drogę. Pomagając zacnemu śmiertelnikowi w spowiedzi ksiądz zapytał:
– Czy wasza wysokość przebaczył już z serca swoim wrogom?
Król uniósł się nieco na posłaniu, spojrzał w oczy kapelana, uśmiechnął się blado i wyschniętymi wargami wyszeptał:
– Nie mam wrogów.
– Wasza wysokość raczył ich wszystkich pokonać?
– Nie. Wszystkich uczyniłem moimi przyjaciółmi.
Na czym właściwie polega miłość nieprzyjaciela: na uścisku dłoni, poklepaniu po plecach, jakimś nieszczerym zapewnieniu, że jest okej, że nic się nie stało? Na mówieniu dzień dobry, wspólnej kawie czy posiłku? Nie. Miłować wrogów oznacza: uczynić ich przyjaciółmi. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia tylko z pozorami miłości.
Miłosierny Panie, poślij mi anioła, który do słów mojej modlitwy „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” przypomni mi dołożyć jeszcze twoją prośbę z krzyża: „odpuść im, bonie wiedzą, co czynią”.