Co łączy wyroby firmy Apple ze stacjami Drogi Krzyżowej i dawnymi rubieżami Rzeczpospolitej?
– Na mnie te postaci nie robią miłego wrażenia – rzuciła kobieta, przypatrująca się pracy Erica Gilla, rzeźbiącego stacje Drogi Krzyżowej w katedrze Westminster w Londynie.
– Bo temat w ogóle nie jest miły – odpowiedział artysta, siląc się na uśmiech.
Eric dostał tę robotę dlatego, że nie chciał za nią dużo. Raptem 765 funtów za czternaście kamiennych tablic. Nie mógł żądać więcej, bo rzeźbiarstwem parał się zaledwie od trzech lat. Z pasji, bez akademickiego przygotowania. W dodatku – ten trzydziestoletni mężczyzna – katolikiem był zaledwie od sześciu miesięcy.
Dlaczego powierzono mu tak znaczącą pracę? Był rok 1914. Katedra funkcjonowała już od dziesięciu lat. Pięć lat wcześniej znaleźli się darczyńcy, którzy obiecali sfinansować wykonanie stacji Drogi Krzyżowej. Przy czym pieniądze, którymi dysponowali, nie były znowu wcale takie wielkie. W przeciwieństwie do ich oczekiwań oraz skali pretensji, jakie wnosili pod adresem proboszcza katedry, że Drogą Krzyżową do tej pory się nie raczył zająć, a oni tu z kasą czekają. Marschall – architekt, który nadzorował budowę katedry – skądś tam znał Gilla, zaproponował mu temat, a Gill nie odmówił. I tak to się zaczęło.
Czternaście tablic z płaskorzeźbami wykonywał w domu. Po umieszczeniu ich na swoim miejscu, we wnętrzu katedry, robił jeszcze ostatnie korekty. Dłubał te płaskorzeźby nie po kolei. Zaczął od Cyrenejczyka. Potem było „odarcie z szat” i „podjęcie krzyża”, „zdjęcie z krzyża” i „wyrok Piłata”. Wizerunki budziły mieszane uczucia.
– Są zimne, jak umysł, które je stworzył – pisali recenzenci w gazetach.
– Faktycznie te obrazy pozbawione są emocji – tłumaczył sam Gill. – Bo emocje powinny zrodzić się w nas. Znawcy tematu zarzucali mu siermięgę, toporność, schematyczność postaci, surowość, odejście od kanonów sztuki religijnej, a nawet – niczym szopce na Placu Świętego Piotra w Rzymie podczas ostatnich Świąt Bożego Narodzenia – związki z pogaństwem. Mimo mocnej krytyki wizerunki pozostawiono na miejscu, bo – jak zapisał Eric Gill – nikomu nie chciało się ich już demontować i szukać od nowa wykonawcy, dla którego i tak nie było już pieniędzy.
Gill coś tam jeszcze w życiu urzeźbił. Niekoniecznie pobożnie. Ale jego największą pasją było liternictwo. Prowadził nawet niewielką odlewnię czcionek drukarskich. I projektował czcionki. Stacje Drogi Krzyżowej w katedrze Westminster podpisał „Perpetuą”. Wzorował ją na łacińskich napisach z kolumny Trajana, stojącej na Forum jego imienia w Rzymie, dla upamiętnienia zwycięstwa owego cesarza nad Dakami, zamieszkującymi tereny obecnej Rumunii i Węgier, aż po Prut – czyli dawne rubieże Rzeczpospolitej. Ale najbardziej znaną jest jego czcionka „Gill Sans”, stosowana fabrycznie w Apple’owskich systemach OS X, używana także przez rządy brytyjski i hiszpański, BBC, koleje angielskie i walijskie oraz szwedzkiego SAAB-a.
Szczególnie drobiazgowym warto przypomnieć, że katolicka katedra Westminster to nie to samo, co anglikańskie opactwo Westminster, choć oba obiekty znajdują się dość blisko siebie.
(zdjęcia z sieci)