Zanosi się na pierwszą w Polsce desakralizację kościoła.
Za trudną sytuacją świątyni stoi kwestia szczepionkowa, z krowią ospą w tle. Ale po kolei:
W szpitalu św. Łazarza, w Krakowie na Wesołej, na początku XIX wieku, zaczęto pierwszą na naszej ziemi akcję szczepień. Pielęgniarki w rozłożystych, białych kornetach i habitach Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, w niezwykle siermiężnych jeszcze warunkach i przy pomocy prymitywnych strzykawek aplikowały pacjentom, zwłaszcza dzieciom, niegroźne dla życia ludzkiego wirusy ospy krowiej, co dawało odporność przeciwko śmiertelnie niebezpiecznej ospie prawdziwej.
Szczepionkę – jako pierwszą w historii szczepiennictwa – wynalazł angielski lekarz Edward Jenner. Lubił patrzeć ludziom na ręce. A zwłaszcza kobietom. Nie wszystkim. Tylko tym, które doiły krowy. Zauważył brzydkie blizny na rękach. Co nie odebrało mu apetytu na nabiał, ale zainspirował do zadawania pytań. Jak po nitce do kłębka doszedł prawdy: mleczarki zaraziły się od mlekodajnych zwierząt krowią ospą. Przeszły ją dość znośnie. Tyle, że na rękach pozostały nieładne ślady po krostach. Ale najważniejsze, że nie imała się ich wcale ospa prawdziwa – zaraza wówczas straszna, od której umierało 80 procent zakażonych. Jenner pomyślał i wymyślił, że jak ktoś wlazł to kałuży i zmoczył sobie nogi, to następnej kałuży już się nie boi, bo nogi nie mogą być bardziej mokre, niż są. I z ospą jest podobnie: kto złapał krowią, niegroźną dla życia, ten już nie zachoruje na tę prawdziwą, śmiertelnie niebezpieczną. W 1796 roku przygotował więc miksturę, coś tam zeskrobawszy z blizny na ręce jednej z mleczarek, pomieszanego z czymś tam, co pobrał z truchła padłej na krowią ospę krasuli. I tę miksturę zaaplikował nastolatkowi – Kubie Phippsowi – najzwyczajniej w świecie zarażając go krowią ospą. To tak w trochę budzącym grozę uproszczeniu. Może cała historia nie była elegancka, ale skuteczna.
Wkrótce szczepienia zaczęto upowszechniać, w Galicji – w krakowskim szpitalu św. Łazarza na Wesołej – także za sprawą sióstr szarytek. I ospa zwyczajna znalazła się w odwrocie.
Tak a propos covidu – jesteście ciekawi, czy dzięki szczepionce udało się opanować ospę zwyczajną? Tak. Do około 1980 roku. A więc wystarczyło – bagatela – 200 lat. I jeszcze trzy ciekawostki:
Niemal natychmiast pojawili się przeciwnicy szczepionek. Głosili, że zaszczepienie grozi wyrośnięciem rogów. W ówczesnych gazetach pokazywano przyjmujących szczepionki jako postaci o ludzkich twarzach, zmodyfikowanych świńskim ryjkiem.
Z krakowskiej Wesołej zniknął kompleks szpitalny. Szpital przeniósł się do nowej siedziby. A jego nieruchomości na tzw. Wesołej wykupiło miasto. To nie tylko rozległy teren, ale także budynki – raczej dość leciwe. Wśród nich jest kościół Niepokalanego Poczęcia NMP, który też był własnością szpitala i który również został, w całym zestawie, zakupiony przez miasto.Lokalne inicjatywy postulują, żeby świątynię zdesakralizować i zamienić ją na audytorium (miejsce spotkań, koncertów, konferencji itp.). Argumentują, że nikt na tym nie ucierpi, bo na odcinku kilkuset metrów przy ul. Kopernika jest jeszcze kościół parafialny św. Mikołaja oraz kościoły zakonne jezuitów i karmelitanek. Kręgi prawicowe występują w słusznej obronie utrzymania dotychczasowych funkcji świątyni. Jak sprawa się zakończy? Bóg jeden raczy wiedzieć.
A tymczasem kościół ma ciekawą historię. Budowany był dla karmelitów w dramatycznych czasach Potopu Szwedzkiego. Jego konsekracja zbiegła się w czasie z Wiktorią Wiedeńską. Sto lat później karmelici przenieśli się w pobliże Wawelu (później w ich klasztorze było więzienie, a dziś jest tutaj muzeum archeologiczne). A klasztor na Wesołej przejęły siostry szarytki, tworząc tutaj szpital św. Łazarza. Tak też mówiło się potem o samym kościele, choć jego wezwaniem było Niepokalane Poczęcie NMP. Potem siostry przepędzono, szpital znacjonalizowano. I tak było niemal aż do dziś.[Na zdjęciu: kościół na Wesołej – znalezione w sieci]