Tak, nawet dwie: w Bielsku i w części bialskiej. A wszystko przez… Wenecję.
Zbudowano tę wieżę w IX wieku. Na szczycie palono nocą ogień, by wskazać statkom drogę do portu. Ale latarnia morską była tylko „po godzinach”. Jej etatowym zajęciem był status wieży a później także dzwonnicy przy bazylice św. Marka w Wenecji. Na szczycie kręcił się wiatrowskaz. Na balkonie Galileusz zaprezentował wynaleziony przez siebie teleskop. A pioruny waliły w nią jak w bęben, poważnie naruszając jej konstrukcję. Nie pomogło okładanie cegłą i kamieniem. 14 lipca 1904 roku wenecka campanila legła w gruzach. Odbudowano ją w ciągu ośmiu lat, znacznie solidniej, niż poprzedniczkę. Na szczycie postawiono złotego archanioła. Zachowano odwieczną architekturę, w tym charakterystyczne, pionowe „pasy” (lizeny). Ich pomysł skopiował w Bielsku Leopold Bauer, projektując przebudowę kościoła św. Mikołaja w tym samym czasie, kiedy przywracano do życia wenecką campanilę. Sprawą żyła cala Europa, skoro lizeny i widokowy balkon pojawiły się także na wieży projektowanego w tym samym czasie kościoła św. Jana Chrzciciela w Komorowicach.
Zatem: cząstkę Wenecji można znaleźć dziś aż w dwóch miejscach Bielska-Białej. Tyle, że bez złotego archanioła na szczycie i Galileusza z teleskopem na balkonie.Obie wieże nie pełnią funkcji latarni morskiej, choć – w pewnym sensie – są niczym drogowskaz. Z daleka pokazują ludziom: tu jest miejsce święte, tu mieszka Pan. W górę serca! Sursum corda!