31. tydzień zwykły

Ewangelia + komentarz na każdy dzień.

31. tydzień zwykły – poniedziałek 

Łk 14,12-14: Jezus powiedział do przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił :
„Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”.

To się zdarzyło na zakończenie modlitewnego spotkania młodzieży z wielu krajów. Jeden z jego uczestników, żegnając się z rodziną, która – podobnie jak wiele innych – udzieliła mu serdecznej gościny, zapewniał gorliwie:
– Państwo również możecie liczyć na darmową gościnę w moim rodzinnym domu, kiedykolwiek zechcecie przyjechać do mojego kraju.
– Nie czekaj na nas z gościną – odpowiedział na to gospodarz. – Ale przyjmij pierwszego człowieka, który będzie jej potrzebował.

Spójrzmy na Jezusową przypowieść o zaproszeniu na ucztę z innej, niż zazwyczaj strony – nie z pozycji tego który zaprasza, ale tego, który jest zaproszony. A jako zaproszeni myślimy sobie czasem: no cóż, dałem komuś swoją osobą i moją potrzebą powód do miłosierdzia. A tymczasem trzeba pomyśleć inaczej: czyjeś miłosierdzie zapłodniło mnie do podobnej postawy. Miłosierdzie udziela się. Miłosierdzie jest – w najlepszym tego słowa znaczeniu – zaraźliwe.

31. tydzień zwykły – wtorek

Łk 13,18-21: Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.
Jezus mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść».
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych». Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony.
Albowiem powiadani wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty»”.

Scena jak z filmu: amerykańska rodzina kończy modlitwę przed posiłkiem wezwaniem:
– Panie Jezu, bądź naszym gościem.
Kiedy na stole staje parująca waza z zupą ktoś puka do drzwi. Stojącego w nich żebraka zapraszają do stołu. Jedzenia starczy dla wszystkich. Dzieci bacznie przyglądają się przybyszowi, który uśmiecha się serdecznie. Najmłodsza córka szarpie ojca za rękaw:
– Tato, tato, ja wiem. Pan Jezus nie miał czasu przyjść do nas w gości i przysłał tego pana w zastępstwie.

Bóg nie przychodzi na nasze zaproszenie osobiście, ale zawsze wysyła w zastępstwie ubogich. Może boi się, że gdyby przyszedł osobiście, to za ugoszczenie Go oczekiwalibyśmy czegoś w zamian. Kiedy zaś przychodzi ktoś ubogi, od razu wiadomo, że nie ma się czym odpłacić. A w gościnie przecież to jest najcenniejsze właśnie: niemożność rewanżu.

31. tydzień zwykły – środa

Łk 14,25-33: Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».

Prosił biedak bogacza o pieniądze.
– A na co ci one? – pytał bogacz.
– Chcę kupić konia.
– Daj sobie spokój – bogacz machnął ręką. – Nie masz pieniędzy na zakup konia, nie będziesz ich miał, żeby go utrzymać – tłumaczył.
– Wybacz – odpowiedział na to biedak – ale przyszedłem prosić cię o pieniądze, a nie o dobre rady.

Wiele posiadłości oznacza liczne troski: czy dam radę, wytrwam, czy mi starczy sił, zdrowia, pieniędzy. Tymczasem Jezus wymaga, by dla Niego wszystko rzucić na jedną szalę. Szkoda wiarę rozmieniać na drobne, dzielić na rubryki „winien” i ‘ma”. Bo jeszcze ktoś zechce ją opodatkować i obedrze wiarę z tego, co w niej najcenniejsze: spontaniczności.

31. tydzień zwykły – czwartek

Łk 15,1-10: Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać.
Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie?
A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».
Powiadani wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie?
A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam».
Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”.

Trzech gospodarzy zastała w polu straszliwa burza. Bez szans na powrót do domu, znaleźli schronienie w małej, przydrożnej kapliczce. Pioruny biły coraz mocniej i coraz bliżej.
– To pewnie z powodu grzechów któregoś nas przyjdzie nam tu zginąć – zawyrokował jeden z nich.
Ale którego? Żaden nie chciał się przyznać.
– Zróbmy tak – poradził drugi. – Wystawmy nasze kapelusze. Czyj pierwszy porwie wiatr, ten będzie owym grzesznikiem. Wypchniemy go z kapliczki w burzę, niech Bóg będzie sprawiedliwy.
Wiatr porwał kapelusz tego trzeciego, który nic się nie odzywał. Wypchnęli go natychmiast. Ledwie co znalazł się w samym środku burzy, kiedy powietrze przeszyła błyskawica jaśniejsza od słońca i huk potężny. Piorun uderzył prosto w… kapliczkę, grzebiąc dwóch rzekomo niewinnych.

Ludzkie sady – bywa – źle się kończą. Tylko Bóg jest sędzia nieomylnym, jedynym, sprawiedliwym. Dlaczego? Bo z góry widać lepiej?  A może dlatego, że Pan Bóg jest jedynym, który naprawdę się cieszy z nawróconego grzesznika. I penie jest jedynym sędzią, który na zawsze chciałby pozostać bezrobotnym.

31. tydzień zwykły – piątek

Łk 16,1-8: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek.
Przywołał go do siebie i rzekł mu: «Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą».
Na to rządca rzekł sam do siebie: «Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu».
Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: «Ile jesteś winien mojemu panu?» Ten odpowiedział: «Sto beczek oliwy». On mu rzekł: «Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz pięćdziesiąt». Następnie pytał drugiego: «A ty ile jesteś winien?» Ten odrzekł: «Sto korców pszenicy». Mówi mu: «Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt».
Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światła”.

Znana taka bajka:
Lew schwytał mysz.
– Daruj mi życie, a przy pierwszej sposobności rada ci się odpłacę – błagała piskliwie.
Ubawiła lwa mysia prośba, bo jakże tak marna istota mogłaby mu się odwdzięczyć. Tak go ubawiła, że aż mysz wypuścił.
Nie trzeba było długo czekać – lew wpadł w sidła myśliwych. Szarpał się, próbował wyrwać – bez skutku. W końcu zaległ utrudzony. Wtedy jak spod ziemi wyrosła mysz. Maleńkimi, ostrymi ząbkami przegryzła sidła i uwolniła lwa.

Zyskujcie sobie przyjaciół – wzywa Jezus. Nie tylko w osobie lepszych, bogatszych, mocniejszych od siebie – jak podpowiada rozsądek tego świata. Bo może się okazać, że twoim najlepszym, najwierniejszym i najbardziej potrzebnym przyjaciele jest ten, kogo inni mają w pogardzie dla jego słabości. Prościej można to ująć tak: z nikogo nie rób sobie wroga.

31. tydzień zwykły – sobota

Łk 16,9-15: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.
Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobra kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze?
Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie”.
Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego.
Powiedział więc do nich: „To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych”.

Przyjaciele rozmawiają o pieniądzach.
– Dobrze, pożyczę ci te sto tysięcy. Ale na dziewięć procent.
– Co, na dziewięć procent? Myślałem, że przyszedłem po pożyczkę do przyjaciela, a nie do banku! A co sobie Pan Bóg o tobie pomyśli?
– Nic złego. Widzisz, na naszej umowie napiszemy cyfrą dziewięć procent. Pan Bóg patrząc na to z góry, będzie myślał, że napisaliśmy sześć procent. A to przecież naprawdę niewiele. No i wszyscy będą zadowoleni.

Rzeczywiście Bóg widzi wszystko jakby na opak: biedne jest bogate, słabe jest mocne, małe jest wielkie. Jeśli jesteś człowiekiem Bożym, czas najwyższy, byś zaczął patrzeć na świat po Bożemu, czyli na opak, czyli najwięcej radości i upodobania znajdując w tym, co puszczone, odrzucone, wzgardzone i liche.