Anioł powiedział
Z aniołami trzeba uważać. Zwłaszcza gdy idzie o to, co mówią.
Jednemu takiemu przyśnił się anioł. Więc go pyta:
– Czy pójdę do nieba?
– Nie wiem, ale się dowiem. Daj mi trochę czasu – mówi anioł. I ukazuje mu się ponownie następnej nocy:
– Mam dla ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra – że pójdziesz do nieba. Zła jest taka, że to już jutro…
O tym, że z aniołami trzeba uważać, przekonał się dość boleśnie Michał Piekarski herbu Topór. Ów szlachcic spod Sandomierza w połowie listopada 1620 roku rzucił się z czekanem – rodzajem toporka czy ciupagi – na króla jegomościa Zygmunta III Wazę, u wejścia do warszawskiej kolegiaty świętojańskiej. Zaledwie walnął króla w plecy i trochę gębę mu podrapał, gdyż świta królewska zaraz go obezwładniła, a marszałek Łukasz Opaliński osobistym człowieczeństwem Zygmunta zasłonił.
Jak na królobójcę przystało, Piekarskiemu upieczono prawicę – żywcem – w ogniu. Potem mu ją odcięto. Następnie ciało szarpano rozżarzonymi do czerwoności szczypcami. A potem rozerwano go czwórką koni, z których każdy ciągnął w swoją stronę. Ćwiartki zamachowca zebrano i spalono w ogniu, a prochy wystrzelono z armaty: niech je wiatr – diabli wiedzą dokąd – rozniesie.
Widowiskową egzekucję poprzedziły obowiązkowe tortury, podczas których Piekarski, już wcześniej znany z przyrodzonego szaleństwa, opowiadał niestworzone rzeczy. Tak, iż później w przysłowie poszło, gdy ktoś głupoty gada, że „plecie jak Piekarski na mękach”. Trzeba jednak dodać, że zamachowiec nie popisał się ani wyobraźnią, ani nieokiełznanymi szaleństwem. Owe niestworzone rzeczy rzeczy, które miał wygadywać, sprowadzały się do tego, że to anioł ukazał mu się i zażądał, by z czekanem na króla jegomości się rzucił, życia go pozbawiwszy. Od czasu szczęśliwie nieudanego zamachu zakazano na ulicach komukolwiek z czekanem się pokazywać, chyba tylko w polu boju. Restrykcje natomiast nie objęły konwersacji z aniołami, co nie oznacza, iż w ich przypadku nie warto zachować daleko idącej powściągliwości.
(grafika – fragment „Thanatosa” Jacka Malczewskiego)