Czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci – mówimy mając na względzie złe nawyki nabyte w dzieciństwie, które w wieku dojrzałym stają się nieznośne.
To inna wersja powiedzenia: czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Na Wyspach mają dwie inne wersje tej samej prawidłowości: As the twig is bent, so is the tree inclined – jak się drzewko zegnie, tak drzewo krzywe będzie – i druga, bardziej pozytywna – The child is the father of the man – dziecko jest ojcem człowieka.
Nasza przysłowiowa „skorupka” kojarzy się z jajkiem. A nie powinna. Bo jej korzenie sięgają być może nawet starożytnej Grecji. Trzeba skojarzyć z ostracyzmem – sądem-referendum, w którym ogół uprawnionych obywateli wypowiadał się na piśmie w ważkiej sprawie. A ponieważ z materiałami piśmiennymi krucho natenczas było, więc swoje opinie wyrażali kreśląc nożem albo jakimś szpikulcem umówione znaki na rozdanych wcześniej skorupach, stanowiących pozostałości niegdyś glinianych, a następnie rozbitych naczyń – już wówczas dbano o środowisko metodą recyklingu. Siedzieli sobie goście na ławeczkach amfiteatru ze skorupkami i czymś ostrym, słuchali wywodów, które miały ich skłonić do podjęcia decyzji. Aż tu jeden z nich zaczyna pociągać nosem, rozgląda się i pyta sąsiadów z nieukrywanym sarkazmem: co tak śmierdzi? A ci mu pokazują skorupy do głosowania i mówią: powąchaj! Za młodu dzbany nosiły wino, ocet, oliwę, ług farbiarski, marynowano w nich jarzyny i ryby. Wnętrze naczyń naciągnęło aromatów. Ślady zapachów przylgnęły do wnętrz, zestarzały się, zjełczały. A gdy dzbany się zbiły, na ścianach pozostały przykre ich wspomnienia. I dlatego skorupy trącą – śmierdzą tym czym w czasach swej użyteczności nasiąkły.