Dzisiaj na kazaniu powiedziałem:
Nie ma drogi do pokoju. Pokój jest drogą…
Wydzierasz się na żonę o każdą złotówkę wydaną w sklepie. Ona nadaje ci od pijaków, boś sobie z puszką piwa usiadł przed telewizorem. Pakujecie w dzieci dodatkowe gigabajty, niech znikną w necie i dadzą wam wreszcie święty spokój.
W tym samym czasie, gdzieś za płotem mąż ściska żonę na pożegnanie. Ona wpycha mu do plecaka jeszcze jedną parę skarpetek i pudełko plastrów. Dziecko wyciąga rączki i pyta: tato, kiedy wrócisz?”
…wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata ” (Łk 6,42).
Nie ma drogi do pokoju. Pokój jest drogą…
A mój Kolega Leszek dorzucił Herberta „Bajkę ruską”:
Postarzał się car ojczulek, postarzał. Już nawet gołąbka własnymi rękami nie mógł zadusić. Siedział na tronie złoty i zimny. Tylko broda mu rosła do podłogi i niżej. Rządził wtedy kto inny, nie wiadomo kto. Ciekawy lud zaglądał do pałacu przez okno, ale Kriwonosow zasłonił okna szubienicami. Więc tylko wisielcy widzieli co nieco.W końcu umarł car ojczulek na dobre. Dzwony biły, ale ciała nie wynoszono. Przyrósł car do tronu. Nogi tronowe pomieszały się z nogami carskimi. Ręka wrosła w poręcz. Nie można go było oderwać. A zakopać cara ze złotym tronem – żal.
I takeśmy Ewangelię i bieżącą sytuację – 2 w 1 – ogarnęli.