Życie

Unosił się swobodnie powietrzu atom węgla ożeniony z dwuatomową cząsteczką tlenu.

Wchłonęła ów lekki związek koniczyna. Rozbiła bezczelnie. Samotną cząsteczkę tlenu wypluła, a węgielka ulokowała w stałym – co prawda – ale dość oryginalnym związku z wodorem, azotem i innym paskudztwem. Nazwała go „białkiem”. Zupełnie nie wiadomo dlaczego, skoro użyła go do budowy swego zzieleniałego cielska.

Dopiero kiedy przywlokła się krowa i zeżarła koniczynę, naszego kolegę węgla, wraz z resztą bandy tworzącego białko jakiejś podejrzanej zieleniny, przetworzyła w przyzwoicie białe mleko. Choć związek ten miał raczej płynny charakter.

Przyszła babcia, krowę wieczór wydoiła. Kubek ciepłego mleka dziadkowi dała wypić. Organizm dziadka mleko strawił. Co było pożyteczne w nim, chciwie wykorzystał. Z węglem nie miał co zrobić, bowiem ten typ wszedł mu w krew i znów ożenił się z dwuatomową cząsteczką tlenu. Zasmucony dziadzio westchnął głęboko i w ten sposób pozbył się węgielka, który w wolnym związku unosić się będzie, dopóki go znów jaka koniczyna nie wchłonie.

Samo życie.

[Na ilustracji: „Mleczarka” Jasia Vermeera. Chociaż w sumie, poniekąd „Węglarka” też by mogła być…]